W Polsce mixtape’y są traktowane po macoszemu. Niewielu raperów wydaje darmowe krążki przed premierą pełnoprawnego LP, a gdy już to robią, to efekty ich pracy są co najwyżej mizerne. Dobrymi przykładami mogą być chociażby „Rock’n’rolla” od Bezczela albo makabryczny „Dab’l blast” Tedego. Kamel jednak nie zawodzi i od czasów całkiem niezłej „Drogi Kamelita” poczynił duży progres, dostał wsparcie od Stoprocent i zdecydowanie postawił na nowoczesność brzmieniową. Co prawda „W Międzyczasie” nie jest albumem ze wszech miar dobrym, ale jako przystawka przed nadchodzącą solówką sprawdza się naprawdę przyzwoicie. Tej swoistej robótki na boku warto przesłuchać choćby z uwagi na fakt, że reprezentant Dąbrowy Górniczej jako jeden z nielicznych na rodzimym podwórku, potrafi bardzo sprawnie przemieszczać się po trapowych bitach. Jego flow jest naprawdę szalone i dopracowane niemal do perfekcji, aczkolwiek jeśli chodzi o różnorodne akcentowanie całościowo wygląda to różnie głównie ze