Tragedii nie było. Tych trzech
słów używa się właśnie w takiej sytuacji- gdy nie wiesz co masz dokładnie
napisać by nie rozminąć się z prawdą. Bo z jednej strony w polskim rapie bywało
w ubiegłym roku nawet dobrze, a z drugiej dramatycznie nudno.
Jednak nie oszukujmy się, to był słaby
rok dla polskiej sceny. Mój dwumiesięczny rozbrat z blogiem był zresztą w dużej
mierze spowodowany właśnie natłokiem premier, które nawet nie próbowały udawać,
że są czymś więcej niż tylko kolejnym przeciętnym krążkiem, gdzie gość nawija
sobie pod jakieś tam bity. Serio, raperom w roku 2014 chyba się po prostu nie
chciało. Starałem się ostatnio nadrobić wszystkie tegoroczne płyty, ale było to
zadanie na tyle karkołomne, że w końcu spasowałem. No nie dało rady. Za dużo utartych
schematów jak na jeden raz.
A ja nie lubię utartych
schematów. Po kilku latach osłuchiwania się z rapem zdążyły mi się potwornie
znudzić. Nie podoba mi się, gdy raper wydaje płytę, mimo że nawet nie miał na
nią nawet zalążka dobrego pomysłu. Nie mówię już nawet o koncepcie, po prostu o
POMYŚLE. Czymś co wyróżniałoby ją spomiędzy innych. W ubiegłym roku dostaliśmy
od gro raperów albumy, których nie można nazwać ani beznadziejnymi ani dobrymi.
Takie bezpłciowe cosie idealne do odsłuchu podczas sprzątania pokoju. Nawet
odkurzać przy nich można. I dźwięk tego urządzenia nieraz jest ciekawszy od
tego co serwują nam nasi „artyści”.
Nie chcę popadać w nihilizm i
skrajną depresję, ale te wydawnictwa swoją zwykłością przyprawiają o mdłości.
Ich zwykłość i szaroburość nie wywołują absolutnie żadnych emocji. To chyba
najgorsze, bo gdy już trafia ci się totalny crap, jak choćby kałen, to chociaż
można się pośmiać. „Piątek 13tego” przynajmniej jakoś zapamiętasz. Wiadomo, że
odsłuch nie ma nic wspólnego z przyjemnością, ale wiesz że taka płyta była. No
bo kto teraz pamięta o „Elipsie”? Kto potrafi przypomnieć fajne wersy z
„Niewidzialnego celebryty”? A może jakieś bity przykuły twoja uwagę na
„Utopii”? Cytując klasyka- kurwa nie sądzę.
Wystrzałów armatnich nie było.
Wielkich niewypałów również nie. Zdarzały się fajerwerki. Coś od czasu do czasu
mocniej huknęło, zdarzało się chwilowe zwrócenie uwagi na źródło tego ambarasu,
ale nie dane nam było w roku 2014 rozkoszować się zapachem prawdziwego prochu
strzelniczego. Nikt nie zostawił konkurencji daleko w tyle. Do niewielu płyt
będę wracał, ale jednak kilka ubiegłorocznych wydawnictw jak najbardziej należy
zapamiętać i równie warto mieć je na półce.
Lista zamyka się w siedmiu,
kolejność chyba przypadkowa.
Abel – Ostatni Sarmata
Zaburzenia – Sny, w których Ginę
Soulpete – SoulRaw
Ten Typ Mes – Trzeba Było Zostać Dresiarzem
Włodi – Wszystko z Dymem
Tede – #kurt_rolson
Kuban – CoZaMixtape
Dlaczego akurat one? Bo każda z
nich jest wyróżniającą się na tle większości albumów z zeszłego roku. Wszystkie
posiadają „to coś” sprawiające, że chcesz odsłuchać poszczególnych utworów
jeszcze raz. Za każdą z nich stoi jakaś mała historia. Coś faktycznie było
katalizatorem do jej nagrania. Czy była to istna eksplozja talentu Abla połączona z pewną frustracją, jako
że do momentu wydania solówki nie był kojarzony przez słuchaczy pomimo swojego
długiego stażu jako raper, czy może Włodi
po 9 (!) latach powracający na dobre do rapgry, pokazując kto tak naprawdę jest
kompetentny by rozdawać tutaj karty, czy też Soulpete dający upust marzeniom z dzieciństwa zapraszając na
swój album producencki prawdziwe tuzy amerykańskiej sceny.
Najbardziej osobliwym krążkiem w
tym zestawieniu jest z pewnością projekt Zaburzenia,
czyli połączenie bardzo emocjonalnego, ale nie infantylnego rapu Kuby Witka
(bo już nie Tusza Na Rękach, a pozbycie się tej ksywki także ma swoją małą
symbolikę) z piorunująco klimatycznymi kompozycjami muzycznymi Szatta. Ten
niszowy projekt to prawdziwa perła roku 2014, jeden z albumów których słuchasz
z otwartymi ustami, by po odsłuchu wciąż nie móc ich zamknąć. W zasadzie obecnego stylu Tusza nie można do końca nazwać rapem. Może bardziej recytacją? W jakimś stopniu spoken wordem? Nacisk został bowiem położony bardziej na akcentowanie afektu, aniżeli na turbokunszcie w kwestiach technicznych. I słychać, że to w pełni celowy zabieg, a nie zwykły brak umiejętności (czyli zupełnie odwrotna sytuacja niż na przykład u takiego Tomba). Grunt że fantastycznie to brzmi i współgra z warstwą dźwiękową.
Nie mogę powiedzieć, że zawiodłem
się na TBZD, bo trudno zawieść się na płycie maksymalnie dopracowanej, gdzie MC
co chwila zaskakuje zmianami flow i z zacięciem felietonisty celnie
punktuje otaczającą go rzeczywistość. Od następcy tak fenomenalnego albumu
jak „Kandydaci na szaleńców” oczekiwałem po prostu zbyt wiele. Chyba nawet sam
nie wiem czego dokładnie. Podczas pisania recenzji miałem zresztą wrażenie, że
to jednak nie to, że do końca roku wyjdzie jeszcze kilka płyt przewyższających
poziomem nowe dziecko Mesa, ale
byłem w błędzie. Takie płyty po prostu nie nadeszły, a TBZD w jakiś sposób
zyskało dzięki temu na wartości. Nie żebym wstawiał ją tu z braku laku, bo
choćby takie LOVEYOURLIFE pokazuje jak otwartą głowę ma Szmidt (no i kapitalnie
sprawdza się na koncertach), ale nie podzielam wychwalania tej płyty pod
niebiosa i mówienia, że jest najlepszą w dyskografii Piotra. Notoryczne
wygrane w przeróżnych podsumowaniach czy to innych blogerów, czy to portali
opiniotwórczych nie wzięły się jednak znikąd.
Kuban natomiast zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Jeszcze przed
wydaniem CoZaMixtape uważałem go przecież za najbardziej przereklamowanego
rapera w Polsce. Po odsłuchu zdanie zmieniłem o jakieś 540 stopni. Jego luz za
mikrofonem, to specyficzne akcentowanie i przeciąganie sylab, niewymuszone
teksty przeplatane braggą w połączeniu z newschoolowymi, szybko wpadającymi w
ucho bitami po prostu nie mogą się nie podobać. W ogóle na „Żadnych Zmartwień”
pokazał, że ani trochę nie odstaje poziomem od Que i Knapa, a o to jest już
naprawdę trudno. Słyszałem opinię, że to nadzieja polskiej sceny. Coś w tym
jest, ale jeszcze poczekajmy z podobnymi osądami. Jak na razie Kuban dał nam
powody by obdarzyć go dużym kredytem zaufania.
A Tede? Zaimponowała mi jego, nie wiem jak to nazywać...
elastyczność? W ciągu dwóch lat zdołał wypracować sobie zupełnie inną niż
dotychczas stylówkę. Już nawet nie rozpatruję tutaj kwestii która nie daje spać
komentującym jego kawałki na YouTube, czyli czy jest to progres czy regres. On
po prostu bez ceregieli pozbył się starego, znoszonego płaszcza i założył nowy,
sprowadzony pewnie z USA. W wieku niemal 40 lat! Nie można się przecież nie
zgodzić z tym, że Graniecki lepiej niż wielu przedstawicieli młodego pokolenia
naprawdę „czuje” trapowe brzmienia modne obecnie za oceanem. Przy okazji
„kurt_rolson” może okazać się opus magnum tej jego amerykańskiej stylówki, bo
wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że nadchodzący wielkimi krokami
„vanillah_ajs” nie będzie już równie dobry.
Chyba o niczym nie zapomniałem.
Jeśli było w ubiegłym roku więcej tego typu płyt, to znaczy WYRÓŻNIAJĄCYCH SIĘ
czymś wartościowym- napiszcie o nich w komentarzach. Jak nie słuchałem to na
pewno to zrobię.
Dobra, to jeszcze pokrótce kilka kategorii:
Dobra, to jeszcze pokrótce kilka kategorii:
rookie roku: Kuba Knap
Się chłopak po uszy wkopał, bo teraz będziemy od niego wymagać o wiele więcej niż od innych. Pytanie, czy zechce mu się podjąć rękawicę.
zawód roku: Pawbeats
Zbyt pięknie miało być. Utopia pozostaje utopią. ze dwa kawałki spoko, reszta nudna jak flaki z olejem.
zaskoczenie roku: Flint
Zła Sława to jednogłośnie najlepsza i najbardziej bezpośrednia płyta od reprezentanta Koki.
teledysk roku: Carnival
Fajna ta pantera, co ją na smyczy Essex trzyma.
wydarzenia roku: Tour of the Year oraz Hot16challenge
Tak było dobrze, że aż na drugi dzień chodzić nie mogłem. A listę najlepszych hot16 jeszcze kiedyś zrobię.
żenada roku: Pih, czyli wyrocznia na rapie
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść. Albo w ogóle na nią nie wchodzić, szczególnie gdy jest się permanentnie najebanym i niezmiennie słabym raperem.
pozytywne zaskoczenie: 3/4 UDGS
Dzięki temu podziemnemu labelowi do trochę szerszego grona przedarli się młodzi i bardzo, bardzo zdolni- Świnia, Uszer, TrooM, Kartky, Ad.M.a. I należy mocno trzymać za nich kciuki.
pozytywne zaskoczenie: 3/4 UDGS
Dzięki temu podziemnemu labelowi do trochę szerszego grona przedarli się młodzi i bardzo, bardzo zdolni- Świnia, Uszer, TrooM, Kartky, Ad.M.a. I należy mocno trzymać za nich kciuki.
Komentarze
Prześlij komentarz