Po sukcesach Bonsona i HuczuHucza na polską scenę rozpoczął się prawdziwy najazd smutnych raperów. Wyłazili zewsząd, jak grzyby po deszczu i po jakimś czasie już nikt nie brał ich na poważnie. Doszło do tego, że jedni zaczęli przyklejać etykietkę płaczka niemal każdemu, kto porwał się na głębokie wody pisania o miłości, rozstaniach, tudzież śmierci, a drudzy zadawali sobie pytanie, czy w związku z tym polski rap wkrótce nie zostanie całkowicie ogołocony z emocji. Planet wyrywa się obu opisom, bo tworzy teksty równie nihilistyczne, co dojrzałe, a wrodzona charyzma nie pozwala go mianować kolejnym bliźniaczo podobnym do reszty smutasem.
Nazwać „Pas Oriona”
parabolą emocjonalną to poważne niedomówienie. Premierowy krążek duetu funduje
nam prawdziwe przeloty od K2 aż po Mariański Rów i nie robi tego w sposób
wymuszony, czy wyreżyserowany na potrzeby fejmu. Wszystko zostało podane w
sposób naturalny, tym samym wszelkie pojedyncze elementy trzymają wysoki
poziom, a połączone w całość zabierają słuchacza w kilkudziesięciominutową
podróż po synapsach Planeta. Dzieje się tak również przez fenomenalną symbiozę
na linii raper-producent.
Eljot nie stworzył co prawda bitów wybitnie wirtuozerskich i
wytyczających nowy, rewolucyjny nurt muzyczny, ale nie zmienia to faktu, że
brzmią one po prostu świetnie. Beatmaker często korzysta z powszechnie
stosowanych metod, jak sample (zarówno instrumentalne, jak wokalne), pianinko,
albo pauzowanie bitów w dramatycznych momentach, ale brzmienie zostało tak
dopieszczone, że trudno nazwać producenta rzemieślnikiem. Świetnie brzmią
zarówno mocne werble („Nie Rozmawiaj z
Duchami”) jak i nieregularna rytmika choćby w „Nie Odchodzę”. Równie wyśmienicie podano stopniowanie napięcia,
przykładem genialny początek „Panie”.
Oprócz walorów czysto muzycznych, podkłady posiadają też kolejny bardzo ważny
pierwiastek, a mianowicie perfekcyjnie odzwierciedlają, może nawet nawarstwiają,
emocje Planeta, których dostajemy na pęczki. Mimo iż bity utrzymane są w
bliskiej sobie stylistyce, a przez 90% trwania albumu warstwa dźwiękowa
odmienia wszystkie synonimy słowa „mrok”, to ostatecznie nie ma mowy o żadnym
znużeniu.
O ile traktowana odrębnie część instrumentalna „Pasa Oriona” przyprawia o gęsią skórkę,
tak w połączeniu z przesączonymi bólem linijkami Planeta tworzy idealną
mieszankę wybuchową i nie pozwala oderwać się od odsłuchu ani na chwilę.
Warsztat rapera jest godny pozazdroszczenia. MC operuje własnym stylem bez
trudu (i umiejętnie) wyrażając emocje. Niektóre słowa perswaduje wręcz przez
zaciśnięte zęby, niekiedy prawie krzyczy, bardzo efektownie brzmi też w jego wypadku zabieg frazowania. Afekt lejący się strumieniami
uruchamia wyobraźnię i porusza do głębi, ale z drugiej strony nie jest na tyle
przesadny, by odrzucić słuchaczy uczulonych na tego typu zabiegi.
Charyzmatyczny, zachrypnięty głos gra w tym ważną, acz nie główną rolę. Tę ostatnią spełniają pełne od metafor teksty, będące swojego rodzaju spowiedzią
rapera. Wiele znajdziemy tu wspomnień o alkoholizmie, straconej miłości i przeszłości w czarno-szarych barwach. Gorzki monolog skierowany do Boga w „Panie”
przyprawia o ciarki nie pozostawiając złudzeń- oto wyrósł nam raper rangi
Bonsona. Co ważne, w opowieściach Planeta można łatwo doszukać się swoistych
światełek w tunelu, jakiejś krzty nadziei, która eksploduje wraz z kawałkiem „Wyżej”.
Żeby nie było tak kolorowo (chociaż w odniesieniu do
recenzowanej płyty to chyba nieodpowiednie słowo) muszę wspomnieć o dwóch wadach
krążka, a są nimi… Rahim oraz Ekonom. Co prawda obaj panowie nie rujnują
klimatu wytworzonego przez duet gospodarzy, ale zostawiają po sobie pewną
niesmaczną gorycz. Nie pasują tutaj, są jak dawno wypalone drewno. Takim
zresztą „drewnianym” stylem operują. Reszta występów gościnnych spełnia swoje
zadanie i nieźle urozmaica album. Z tego miejsca wypada pochwalić Bogu Bogdana,
Quebonaifde, Bonsona i przepięknie śpiewającą Devoice. Szczególnie drugi
wymieniony zasługuje na pochwały, bo zawarłszy w swoim tekście multum emocji
potrafił bezbłędnie przełożyć je na mikrofon. Queba więc wciąż w mistrzowskiej
formie, tak trzymać.
Krążek trafia niemal idealnie z datą wydania. Jesienny
spacer? Od teraz tylko z „Pasem Oriona”
w odtwarzaczu.
Super,zgadzam się z Tobą a co powiesz o utworze Tańcząc w ciemnościach,dla mnie muzycznie jest to genialny utwór.
OdpowiedzUsuńświetny kawałek, aczkolwiek w moim odczuciu nie jest najlepszym na całej płycie
Usuńsporo racji
OdpowiedzUsuńdałbym 9
Dałbym bez zastanowienia 10/10 tej płycie :)
OdpowiedzUsuńKupiłem w preorderze w ciemno i mogę was zapewnić, że warto było!
Peace! ;)
Nie zgadzam sie z tym ze Rahim i Ekonom maja drewniane style ;| A ocena 10/10
OdpowiedzUsuńeee, ekonom ładnie poleciał na feacie. Takie jest moje zdanie. Ocena 10/10
Usuńa co sądzisz o Lot nad kukułczym gniazdem? Dla mnie jeden wielki sztos, tyle perełek i dziwi mnie że jest pomijany choćby w rankingach..
OdpowiedzUsuńREFRESH :D
Usuń