Raggabangg wcale nie musiał być z góry skazany na porażkę. Chociaż sam niezbyt lubuję się w reggae, to z chęcią posłuchałbym czegoś naprawdę dobrego w tych klimatach, stworzonego przez ludzi, którzy trochę się na tym znają. Ale wystarczy spojrzeć na sam skład, by wiedzieć z jakiej klasy wytworem przyjdzie nam obcować.
Właściwie nie wiem, czy powinienem o tym
albumie pisać na łamach mojego bloga, bo stricte
rap to to nie jest, ale co mi tam, grunt że w końcu pojawił się jakiś
krążek do hejto…ee.. posłuchania. Właściwie zmęczenia, bo nieraz przydarzało mi
się przełączać kawałki jeszcze przed końcem. No bo najwyższa półka znajduje się
jakieś 5 pięter wyżej od tej, na której można ustawić tę płytę. Dlaczego?
NIE
lubię Fu. Pisałem ostatnio między innymi o starych wygach w polskim rapie i
tenże pan jest modelowym przykładem na to, że starzy gracze powoli odchodzą do
lamusa. Fu nie przetrwał próby czasu, jego styl na ogół jest mega kwadratowy i
niczym się nie wyróżnia, więc gdy rapuje mamy mieliznę, wręcz depresję po usłyszeniu
jego ,,przyspieszeń’’. A gdy nie rapuje i próbuje skandować, czy zmieniać
tonację głosu na potrzeby podkładu to.. jest jeszcze gorzej. Tekstowo nie
wychodzi poza przeciętność, czyli dostaniemy motywatory, jakieś pierdoły i..
dość częste wspominanie o alkoholu.
NIE
lubię 600V. Jego podkłady na pewno nie są dobre. Najwyżej średnie, i to z
tych mniej wyszukanych. Kiedyś jeszcze coś mu wychodziło (np. świetny bit z
MerctedesS600) ale to stare dzieje, bo na tym projekcie wszystkie instrumentale
są właściwie bliźniacze. Niby taka jest specyfika ragga, ale to, co wysmażył
600 okazuje się najzwyczajniej w świecie nudne i od czasu asłuchalne- zdarza
się taki natłok dźwięku niespójnego z głosem, że utwór trzeba wyłączyć w trybie
natychmiastowym. Trzeba jednak oddać honory, że mimo wszystko nie najgorzej
odnalazł się w nowej stylistyce. Dobrze wyszło mu na przykład ,,Respektuję’’
(NIE)
lubię Spalto. Na płycie nie gra na pewno pierwszych skrzypiec, jest raczej
dodatkiem do całości, ale w żadnym wypadku nie ma mowy o wisience na torcie,
chociaż w sumie z całej trójki prezentuje się najlepiej w swojej stylistyce.
Coś tam śpiewa, coś tam nawija, szkoda tylko że o niczym ciekawym. Przeszkadza
mi jego głos, który czasem brzmi jak 14latek przed mutacją, ale na ogół, biorąc
poprawkę na to, że jest nołnejmem, to wyszło mu to wszystko niezgorzej.
Całościowo jedyne, co można powiedzieć
dobrego o krążku, to jego oczywista spójność oraz niektóre występy gościnne,
które zostały dograne z klasą. Warszawiacy wiedzieli, kogo dobrać na płytę o
takim klimacie i w efekcie oprócz wspomnianej trójki usłyszymy jeszcze Bas
Tajpana (dobry występ w ,,Miejsca’’)
Juniora Stressa, czy kilku artystów zagranicznych, spisujących się na swoich
trackach lepiej niż nieźle.
Właściwie nie wiem co chcieli zrobić
artyści występujący w Raggabangg. Dobrze w sumie, że stare wygi chciały
spróbować czegoś nowego, nie zamykając się w jednej i tej samej stylistyce
blokerskiej, ale zmiany w swoim stylu też trzeba umieć robić umiejętnie. I przede
wszystkim- mierzyć siły na zamiary, bo reggae lekko ich przerosło. Można
obserwować karierę Spalto, ale raczej nigdy nie będzie brylował na scenie,
zostanie raczej pod bezpiecznymi skrzydłami Prosto i będzie naciągał Sokoła na
promocję jego solowych albumów.
PS. Fajna okładka.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz