Właściwie nie można nawet powiedzieć, że kariera Kuby Knapa
nabrała rozpędu. Przecież on od samego początku rozkochał w sobie większość
słuchaczy. Głównie przez to, że ma na siebie pomysł, dzięki czemu Mes bez
wahania dołączył go do swojej alkopoligamicznej kompanii i teraz to procentuje-
w krótkim czasie najlepszy ze żbików dokonał dużego progresu, dopracowując swój
styl prawie do perfekcji. Niewiadomą wciąż pozostawało jednak, czy będzie on w
stanie udźwignąć ciężar legalnego longplay’a.
G-funk nie jest zbyt szczodry dla polskiego odbiorcy. Pierwsze
(i na dobra sprawę jedyne) co przychodzi na myśl to kolektyw Mes-Stasiak -Pjus.
Gdy skład przestał regularnie działać nastała po nich niemal sześcioletnia
posucha. Nie dziwne więc, że fani doszukują się w Kubie spadkobiercy po
2cztery7 i zarazem polskiego Devina the Dude. Panczlajn matki natury nie jest
jednak zamykany w żadną szufladkę. On sam bez trudu znalazł sobie miejsce na
scenie i od razu rozbił tam biwak, po czym zaczął nagrywać „Lecę, Chwila,
Spadam”. Oczywiście przy okazji popijając Perły i smażąc kolejne blanty. Jak to
na biwaku.
Pomimo tego luzackiego, nieskrępowanego wizerunku Knapa,
jego nowy album wcale nie należy do najprostszych. Oczywiście znajdą się tutaj
kawałki idealne do słuchania na imprezach, swoiste hymny na cześć hulaszczego
trybu życia („Wszystko co masz”) oraz
linijki w zamierzeniu aroganckie, ale ostatecznie… zwyczajnie żenujące, jak
choćby „Jak masz w piździe to co masz w głowie/ To ode mnie
to samo: jeden wielki chuj” jednak po drugiej stronie barykady
meldują się dojrzałe „Nie Ma Szans”, czy też „Jak dym z tipa” Knap nie stroni
od gorzkich spostrzeżeń, chociaż ani razu nie natkniesz się podczas odsłuchu na
defetyzm i (tfu!) płaczliwość. Ma realne spojrzenie na przyziemne problemy,
przez co otwiera się przed słuchaczami, ale ani przez chwilę nie nosi to
znamion użalania się nad życiem.
Nie żeby ta płyta była specjalnie ambitna, przynajmniej nie
w kwestii tekstów, ale kilka uwag o prozie życia pozostaje w głowie po odsłuchu
i może nie obijają się po niej głośnym echem, jednak z Knapem bardzo łatwo się
utożsamić i, gdy zacznie wymieniać swoje przywary, powiedzieć „cholera, tez tak
mam!”. Nić porozumienia między raperem a słuchaczem jest bardzo ważna w wypadku
gdy ten nie chce ani przesadnie hustlować, ani raczyć nikogo mitycznym
„przekazem”. Wtedy wszelkie niedoróbki techniczne czy wokalne schodzą na dalszy
plan. Tyle, że… tutaj takich uchybień i tak nie znajdziesz.
Leniwa, choć absolutnie nie nużąca, stylówka lepszego żbika
jest niepodrabialna i aż dziw bierze, że zdołał wypracować ją w tak młodym
wieku. Wszelkie zmiany rytmiki wychodzą bardzo naturalnie, krótkie pauzy i
przyspieszenia również mają się dobrze, nawet śpiew w jego wykonaniu może się
podobać i refreny z „LCS” z pewnością będą śpiewane chóralnie na niejednej
imprezie. Umówmy się- ponadprzeciętnym śpiewakiem nie zostanie, ale sprawa
wokalu wygląda o wiele lepiej niż na poprzedniej płycie.
Przez ten niemal idealny kunszt gospodarza występy
zaproszonych raperów schodzą na drugi plan. Po prostu uwydatniają jak bardzo
Knap pasuje do laidbackowych klimatów. Na tle gości prezentuje się on bowiem o
wiele lepiej, potrafiąc przyćmić nawet 2cztery7. Nie żeby ich występy były złe.
Bynajmniej, Zioło dał bardzo dobrze nawiniętą i w swój ironiczny sposób
świetnie przedstawił to, jak ludzie podążają za stadem. Ten Typ Mes… no
przecież wiecie, najlepszy raper w Polsce i cały czas to potwierdza, na „LCS”
również. Cała reszta to na ogół górne stany średnie, może jeszcze poza Kubanem
świetnie pasującym do vibe’u „Tez chciałbym to wiedzieć”. Występy gościnne to
na pewno nie jedna z ważniejszych składowych albumu, ale jako smaczny dodatek
poszczególne szesnastki prezentują się całkiem przyzwoicie.
Bardzo ważną częścią projektu Kuby są jednak podkłady.
Jeszcze lepsze, jeszcze bardziej bujające niż na „Bez
Nerwów Bez Złudzeń”. To już żaden wakacyjny
klimat, to w pełni dopracowane i doprawione dźwiękami żywych instrumentów pełnoprawne
kompozycje. Wspinający się na wyżyny umiejętności Szogun w „Mhm”, fenomenalnie użyta gitara elektryczna w "Jak Dym z Tipa", najlepsze z
płyty „Nie ma szans” z idealnie użytymi „cykaczami” czarujące swoim błogim
spokojem, czy też bardzo chwytliwy, typowo g-funkowy „Zbyt dziabnięty”. Naprawdę
wszystkie bity, od pierwszego do ostatniego, są wymuskane i w pełni oszlifowane
, a przy tym wchodzące w naturalną symbiozę z głosem podopiecznego Alkopoligamii.
Nie jest to z pewnością krążek, który z miejsca oczarowuje.
Sam za pierwszym podejściem byłem trochę zawiedziony i nie w pełni
usatysfakcjonowany legalnym debiutem. Gdy jednak dasz „LCS” szansę i na dobre
wsiąkniesz w jej klimat… długo nie będziesz chciał się stamtąd wydostać. Może i trochę za długa, może znajdziemy tu zbyt wielu gości, może czasami zaczyna lekko nużyć, ale to wciąż ścisła
czołówka w tego roku.
Nosz kurwa wreszcie coś.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Kuba nigdy nie trafi w całości do mnie, ale to naprawdę dobra płyta.
Widziałeś : http://www.youtube.com/watch?v=y-dB0SDwMWw&list=UUuCYUt-3kxuGrsgxBywBNRg ?
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że jak się trochę osłuchasz z Utopią (a zakładam że ją sprawdzisz) to napiszesz swoją recenzje, ta wyżej moim zdaniem "trochę" przesadzona.
Jedna z niewielu rzeczy jaka mnie rozjebała to feat Zeusa, co on tam poskładał.
nie wiem co Yurkowsky brał podczas odsłuchu, ale to musiało być coś naprawdę mocnego. słucham Utopii i nie bardzo mi się podoba, a już NA PEWNO nie jest najlepszą płytą producencką w polskim rapie, bądźmy poważni.
UsuńA która jest?
Usuńniewiele jest kozackich płyt producenckich w polskich hiphopach, ale na pewno można wymienić pierwszy Kodex, Materiał producencki Quiza, Al-Hub, krążek od Emade, nawet Goodlife
UsuńZdecydowanie Quiz jakkolwiek Emade i pierwszy Kodex również podbijam. Dodałbym jeszcze "Czarne złoto" Jajonasza i "Radio 5G FM" i "Świeży materiał" Waco ze starej szkoły. Po głowie chodzą mi jeszcze pierwsze rzeczy od Volta ale dziś po kilkoma klasykami trudno tego słuchać.
UsuńApropos samej recenzji Kanapa bo O.T.B.; jest dokładnie taka jakiej spodziewałbym się po Twoim blogu, czytaj guście muzycznym. Sam wzbraniałem się długo przez "LCS" ze względu na całkowicie ambiwalentny stosunek do rapera. Niemniej doceniam jakość.
Pozdrawiam!
Materiał producencki Quiza kozacki? Chyba tylko przez wzgląd na gości...
UsuńNo ta Utopia trochę napompowana jest, choć jakaś beznadziejna nie jest. Vixen jaką zwrotkę tam dał, stylówa niesamowita, aż mnie zachęcił do sprawdzenia ostatniego albumu, Loco Tranquilo. Mocna płyta(nie wiem jakim cudem dopiero teraz o nim usłyszałem), jedyne co mi się nie podoba to koncept, który jest mocno naciągany(jak chyba zawsze w polskich rapach) i hashe, reszta: bity, stylówa, skillsy, refreny. Lekko w szoku
OdpowiedzUsuńFajna płytka, mega klimacik, propsuję :)
OdpowiedzUsuń