Przejdź do głównej zawartości

Słoń & Mikser - Demonologia 2




Znane przysłowie „nie oceniaj książki po okładce” (w tym przypadku: nie jaraj się płytą po akcji promocyjnej) dopadło mnie z zaskoczenia, po czym brutalnie sprowadziło na ziemię. A właściwie głęboko pod nią, by znaleźć się na poziomie nowej „Demonologii”.

Tak naprawdę pisząc o pułapie artystycznym, na którym krążek się znajduje, nie mam na myśli stricte jego produkcji, czy umiejętności Słonia. Poszczególne składowe albumu najczęściej obijają się o kreskę wyznaczającą przeciętność polskiej sceny i tylko w kilku momentach spadają niżej (np. przy absolutnie beznadziejnej szesnastce Kałena). Chodzi mi raczej o rzecz zupełnie inną: stosunek do słuchacza, analogiczny do „przychodźcie, zostawiajcie hajs”.

Słyszałeś pierwszą „Demonologię” ? W takim razie obcując z dwójką nie poczujesz praktycznie żadnej różnicy. Klimat stał się co prawda trochę gęstszy, ale w gruncie rzeczy wszystko działa na podobnych obrotach. Sądziłem, że wypadkową tak dobrej promocji, sporego fanbase’u, który duet zdążył sobie już wyrobić i wydawania obszernej edycji kolekcjonerskiej będzie produkcja zasługująca co najmniej na umiarkowane pochwały. Błąd. Dostaliśmy odgrzewanego kotleta w cenie obiadu z restauracji. Niefajnie.

Płyta jest więc wyjątkowo nudna. Wrażenie to potęguje sam rap w wykonaniu gospodarza, bo raz, że flow którym operuje nie zmieniło się ani trochę w przeciągu ostatnich trzech lat, a dwa, że w linijkach na okrągło przewijają się niemal takie same motywy. Na przykład storytelling „Suro” okazuje się zupełnie nietrafionym konceptem, bo w kawałku trwającym 6 minut już od około drugiej dobrze wiesz, jakie będzie jego zakończenie, z kolei atmosfera innych utworów czasem zostaje strawiona przez jakiś żenująco prosty rym. Takich i podobnych kwiatków znajdziemy na „D2” o wiele więcej. Po odsłuchu w głowie nie pozostaje tym samym zbyt wiele, za wyjątkiem mocnego „Pan Patryk Jedzie Na Biwak” oraz kilku naprawdę pomysłowych i niesztampowych linijek. Ale jak na 2CD wypełnione po brzegi muzyką nie mamy do czynienia z jakimkolwiek osiągnięciem.


Trzeba jednak przyznać, iż Słoń wciąż operuje pewnym drygiem do wymyślania groteskowych punchline’ów, lecz używa ich zdecydowanie za często i przede wszystkim nakierowuje je w złą stronę. Zamiast określonego targetu woli bowiem wysyłać strzały w powietrze (co zawsze kojarzy mi się z obrażaniem samych słuchaczy). W ostateczności wyżywa się na hejterach, wackach lub recenzentach. Ambitnie? Kurwa nie sądzę. Motywy lucyferyczne, robaki w ciele, wirusy dziesiątkujące ludność i multum innych zamienników również przestały tak szokować. Nie da się jechać ciągle na jednym schemacie i odcinać kuponów od fejmu. To znaczy da się. Ale nie w momencie wyżu swojej kariery, no błagam.

Kompanów do nagrywek gościnnych Słoń wybierał chyba na ślepo, bo obok świetnych szesnastek Tetrisa, Jinxa i Eripe (jak to dobrze że w”86” nawija pierwszy…) plasują się te niemal katorżnicze dla uszu. Kaen z wersem o kupce (hahaha, no nie mogę) zapisał się w historii rapu jednym z najbardziej żenujących w Polsce, a jakiś tam Antek pomylił rap z marną recytacją. Również Kacper HTA, Sheller, Pih i Paluch nie poczynili cudów, ale da się ich słuchać. Co nie znaczy że z przyjemnością. Brassi spisuje się natomiast nie najgorzej jako deathcore'owy "krzykacz" w intrze i "Lovecrafcie".

Szkoda tylko poniekąd zmarnowanych bitów produkcji Miksera, bo te oczywiście trzymają niezły poziom. Teraz to głównie dzięki nim czuć ciężką atmosferę projektu, toteż prawie wszystkie podkłady utrzymane zostały w mrocznej stylistyce i brzmią bardzo dobrze, ale na dłuższą metę haniebnie nudzą swoją prostotą. Słychać progres i jakieś inspiracje nowoczesnością, jak trapowa perkusja w „Koyaanisqatsi” , ale mityczny „wspólny mianownik” jakim jest szeroko pojęta groza i poczucie zaszczucia, przybiera zbyt okazałe i jednolite rozmiary, podporządkowując sobie niemal całe brzmienie albumu. Ot wszystko całkiem sprawnie, acz za mało innowacyjnie, a baty przede wszystkim za brak rozruszania monotonii, która napływa do ucha po jakimś czasie.

Nie jaram się i jarać się an pewno nie będę. Jedynka była fajna, bo w dobrym stylu wypełniła niszę horrorcore’u na polskiej scenie, ale druga to już siódma woda po kisielu i jedynie spotęgowanie poprzedniczki (do porzygu). Co w efekcie spowodowało pewną rozlazłość projektu i jego ogólną przeciętność. Za słabe, jak na takie poruszenie wśród słuchaczy i osobiście spory zawód.

  5/10



Komentarze

  1. Słyszałeś pierwszą „Demonologię” ? W takim razie obcując z dwójką nie poczujesz praktycznie żadnej różnicy. - Słoń nie odciął się i nigdy się nie odcinał od Horrorcore`u, nie rozumiem czego spodziewali się ludzie sprawdzający tą płytę? Co do featuringów - zgadzam sie, ta trójka (rip, jinx, tet) jedynie sluchalna. Płytę moim zdaniem ratują storytellingi no i bity, które z pewnością są lepsze, niż na poprzedniej Demonologii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczekiwałem po prostu czegoś lepszego w tej kwestii, czegoś "ekstra". ale Słoń chyba tego nie posiada.

      Usuń
  2. Dzięki za recenzję, jak dotąd większość twoich opinii pokrywa się z moimi, więc chyba nie będę tracić czasu na ten krążek

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie Słoń to jeden z raperów o najbardziej zmarnowanym potencjale. Storytellingi wychodzą mu zazwyczaj dobrze (świetne zaskoczenie w ,,Ania'' i niezły pomysł na Patryka ") ale że on kur... musi wjeżdzać z tą swoją braggą : ,,mieszkasz we wsi dupa i masz na nazwisko kutas''. Szkoda że płyta nie oparta jest w całości o storytellingi (w sumie niezły pomysła na EP). D II zbyt podobne do jedynki a kto stoi w miejscu ten niestety się cofa .

    OdpowiedzUsuń
  4. Kompletnie się z tym nie zgadzam.Mam wrażenie że autor nie rozumie czym jest horrorrap...jeśli Suro,Baran,Ania,Slashee,Lovecraft,Before są średnie a historie Słonia nie szokujące w takim razie płyty polskich raperów i to obojętnie których są tak sztampowe i nudne jak opera mydlana. D2 przebija 1 o dwa lvl pod względem muzycznym jak i czysto lirycznym.Po Słoniu nie oczekujcie wybitnej techniki czy przyspieszyń lecz świetnych lirycznie tekstów,wyraźnego głosu a nie bełkotania...Zresztą jego muzyką rzeczywiście niecdo każdego trafi,nie każdy to polubi jednak stwierdzić że to przeciętne wydawnictwo...no z tym się nie zgodzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. popieram w 100000000% słoń wack

    OdpowiedzUsuń
  6. równiez uwazam d2 za gorsza plyte niz d1

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam tą racenzję i komentarze i krew się we mnie gotuje :) Autor recenzji NIE MA BLADEGO POJĘCIA o horrorecore'u. No cóż. Słucham Słonia od lat i każdy kawałek jest inny, każdy jest po prostu zajebi*ty. Jestem oddanym fanem Słonia i może moje zdanie na temat jego muzyki jest zbyt wygórowane.. Bity Miksera- niezłe. Natomiast nie lubię kawałków, gdzie obok Słonia nawija jeden bądź kilka innych raperów. Wolę słuchać głosu Słonia, jego słów, a nie innych. Po prostu. Macie takie zdanie o Słoniu, to porównajcie jego teksty z kawałkami innych raperów. Nie twierdzę, że są gorsze, ale Słoń tworzy horrorecore, a nie pop do chuja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "każdy kawałek jest inny, każdy jest po prostu zajebi*ty"- świetny argument

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tede - Mefistotedes

Buka - Wspaniały Widok Na Nic Interesującego