Takie
płyty to exemplum stwierdzenia „co za dużo to niezdrowo”. Czego za dużo? Na
przykład nieustannego pierdolenia o infamii, infamii i jeszcze raz odkuciu się.
Poza tym chyba za dużo też utartych schematów, z których zasłynął duet Tede-Sir
Mich po obraniu kierunku na szeroko pojęty newschool.
Brzydsza siostra „#kurta_rolsona” to stwierdzenie dobrze obrazujące „Vanillahajs”. Już przed premierą wiadomo zresztą było, że VH$ raczej nie przebije prawie bezbłędnej w swoim nurcie poprzedniczki. Forma artystyczna, której używa ów duet od mniej więcej dwóch lat, powoli się wyczerpuje. Przed wami jej ostatnie tchnienie, wydane zresztą nie bez trudu. Z całej tej pseudo-trylogii część trzecia jest zdecydowanie najgorsza i po odsłuchu od razu wiadomo, że to rzeczywiście „#kurt” był punktem kulminacyjnym, że tak się wyrażę, after-beefowej kariery Tedego. Teraz obserwować możemy już lekki zjazd. Co prawda zjazd tylko artystyczny, bo ludzie wciąż łykają jego nowe produkcje jak młode pelikany.
Jest duże prawdopodobieństwo, że prace nad tym
krążkiem zaczęły się od krótkiego dialogu między autorami, a brzmieć on mógł
mniej więcej tak:
- Ej Jaca, dawaj nagramy se następny album
- Spoko, w sumie trochę mi się nudzi
I w przeciągu 2 dni mieli już nagrane 60 numerów.
Wystarczyło jeszcze dokonać selekcji i trochę poczekać, żeby móc wydać to przed
corocznymi urodzinami w Mielnie.
Oczywiście wyolbrzymiam, ale podczas odsłuchu naprawdę
ma się wrażenie, jakby VH$ była nagrywana w pośpiechu. Brakuje jej przede
wszystkim pomysłów. Na poprzedniczce było ich przecież zatrzęsienie: doskonałe refreny,
bujający jak jasna cholera „Streetwear”, pokraczny, ale ujmujący „J23”… Można
by wymieniać jeszcze długo. A teraz? Prawdę mówiąc nie wiem, jaki element może
zasłużyć na miano oryginalnego, ale przy tym zachowującego przynajmniej pozory
dobrego smaku. Kandydatów mamy kilka.
-Zupełnie nieudana przygoda z autotunem w „Michael Kors"
-Nieśmiała próba rapcore’u w drugiej zwrotce „hot16challenge”
-Retard-rap bez krztyny pomysłu w „Martwych Ziomkach”
-wannabe odkurzacza z PRLu w refrenie „Wyje wyje bane”
-Protest-song nagrany w formie bangera w „Pażałście”
I w sumie żaden nie jest do końca spoko. Z braku laku „Pażałsta”
jeszcze ujdzie, bo tak dziwnej symbiozy dawno nie słyszałem. Reszta jest albo
durna, albo żałosna, albo zwyczajnie nudna.
Z wyjątkiem tych, pożal się Boże, konceptów nic na
płycie nie zaskakuje. Ba! Wszystko brzmi jakby było robione od linijki. Na
zasadzie „Tutaj damy wspominki, a tu jakiś kawałek na imprezkę, dawaj bengjera
Michu, jeijeeeee znowu będę fejm mieeeć”. Tracklista jest bardzo przewidywalna.
Co więcej, mała ilość występów gościnnych jeszcze bardziej ten mankament uwydatnia.
A więcej featów by się przydało także z innego względu. Momentami Tede
najzwyczajniej w świecie nie daje sobie rady z rapowym rzemiosłem. Często zdarza
mu się wypaść z bitu (to dukanie w „Vanilla Ice” jest nie do zniesienia), mało
sprawnie przyspiesza, bełkocze coś pod nosem. Albo robi to wszystko naraz i
wtedy masz już przemożną chęć rzucić odtwarzacz w kąt. Uroku płycie nie dodają hasła
zahaczające o żenadę, jak choćby „ten rap jest głębszy niż dupa”. Hohoho, jak
śmiesznie. A nie, jednak wcale nie.
Z bitami też jest różnie. Sir Mich na pewno nie ciągnie
tego albumu za uszy. Oczywiście, jego produkcje nie spadają poniżej bardzo
dobrego poziomu, w końcu stworzył je jeden z najlepszych w swoim fachu w Polsce.
Z drugiej jednak strony nic szczególnego nie prezentują. Może poczułem się za
bardzo rozpieszczony jego popisami z „#kurta”, ale warstwa muzyczna VH$ ani razu
nie powoduje opadu szczęki. No dobra, raz powoduje, bo „Pażałsta” wgniata w
ziemię. Ale za chwilę pojawia się Graniecki ze swoim
WSZYSTKOSIEJAKOŚLEPIJEEEEEEEJ i cały czar pryska. Ogólnie jest mniej widowiskowo, niż wcześniej, ale nie zmienia to faktu, że wciąż bardzo dobrze.
Jeśli traktować ten krążek jako żart muzyczny to w tym
aspekcie spisuje się fantastycznie. Tragiczne refreny, kicz wylewający się
zewsząd, hasła, których nie powstydziłby się Gang Albanii. Świetna zabawa, po
pięciu piwach pewnie będzie tańcował w najlepsze przy ajajajaj wladimir putin
dont pusz dat baton. Ale bez alkoholu nawet nie podchodź, chyba że lubisz się
wstydzić muzyki, której słuchasz.
PS. Faktycznie mieliście gest z wykorzystaniem bitu na #hot16challenge, skoro i tak upchnęliście ten numer na album.
PS. Faktycznie mieliście gest z wykorzystaniem bitu na #hot16challenge, skoro i tak upchnęliście ten numer na album.
Cała ,,trylogia'' na podobnym poziomie i w każdej za dużo numerów. Ale są też bangery jak poprzednio, to że ludzie dopatrują się tutaj spadku formy przypisałbym do bólodupnego hejtu właśnie na Gang Albanii i ludzie zaczęli lekko kumać że Tede robi to podobnie. Za dużo obecnie newschoolu to i moda robi się znowu na truski, jak z 5 lat temu. Płyta najlepsza z 3 ostatnich bo ,,lekko'' krótsza ;-) Ram Pam Pam.
OdpowiedzUsuńnie zgodzę się. przede wszystkim nie można stawiać na jednej półce rapera, który jednak coś potrafi oraz bandy jakichś pajaców, którzy myślą, że robią fajowy żart muzyczny.
Usuńszkoda, że na tej płycie Tede nie ma już dystansu, poczucia humoru, ironii. dystans jest udawany, humor to żenujące hasła, a ironię zastąpiło mityczne odkucie się. Elliminati pokazało inną twarz TDFa, było czymś fresz, a kurt rolson był.. dobra płytą, po prostu. dobrze wyważoną, z przebłyskami i fantastycznymi bitami. mało z tego zostało, niestety.
sugerowanie że borixon nic nie potrafi
UsuńW porównaniu do Tedego- bardzo, bardzo mało :)
UsuńTo zakończenie jego trylogii,więc ten album ją tak czy siak by powstał. Masz rację, na dłuższą metę VH$ nie da się słuchać, połowa kawałków w zasadzie jest do wyrzucenia, goście w sumie wypadli blado, choć imo Ras pociągnął remix kawałka sprzed lat. Definitywny banger to kompletna lipa, kawałek uzyskał odwrotny efekt do zamierzonego, zdecydowanie lepiej buja minimalistyczne "Nie banglasz". I o ile Elliminati, czy #kurta słuchało mi się z przyjemnością, tak ta produkcja... jest słaba. Michu dał radę, aczkolwiek jak sam napisałeś - nie do końca udźwignął ciężar całości. Btw, słyszałeś już o Vanillahaj$ Premium Edition?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Może nie mam racji, ale uważam p.Adamie, że podchodzi pan do twórczości Tede zbyt poważnie, a co za tym idzie zbyt krytycznie. Jego twórczość nie należy do poważnych, zwłaszcza na VH$ i warto na nią spojrzeć z przymrużeniem oka, tak jak zrobiło to wiele osób kupując ten album.
OdpowiedzUsuń+ tak samo warto z przymrużeniem oka traktować jego stwierdzenie o hojności w wykorzystaniu bitu do #hot16. Moim zdaniem nie mówił tego do końca poważnie, co można stwierdzić po całości tego utworu. Inna sprawa, że rzeczywiście #hot16 na VHS to pomyłka, no bo nie taki był cel tego kawałka :).
Usuńniepoważne to jest puszczanie takiego potworka w obieg i jeszcze żądanie za to hajsu :)
Usuń