Po
odsłuchaniu tej płyty czułem się jakbym poszedł do sklepu z zamiarem kupna
papryczek chili i krwistego steka, a wyszedł stamtąd niosąc słodkie, kolorowe
cukierki, balonik na sznurku i lizaka w kształcie serca.
Jestem zaskoczony tak daleko idącymi zmianami w stylu Zeusa, ale to zaskoczenie miesza się z zażenowaniem . Po sukcesie poprzedniczki nietrudno pojąć, dlaczego raper, który wcześniej mieszał z błotem popowe gwiazdki, wytykał wady społeczeństwa i naigrywał się z raperów lecących na kasę, nagle stał się uśmiechniętym, pełnym życia, do rany przyłóż kolesiem, który w kawałku mówi ci, że „jesteś cudem”. Po trwającym długie lata odbijaniu się od szklanego sufitu, wydając „Nie Żyje” w końcu go przebił, stanął na piedestale i został doceniony nie tylko przez recenzentów, ale i zwykłych, można by rzec niedzielnych, słuchaczy. To wielki sukces, nie tylko wydawniczy, ale przede wszystkim życiowy. Po tylu latach. W końcu. Udało się. Na pewno takie myśli miał w głowie Kamil. Szkoda jednak, że finalnie doszło do tego, że przysłoniły mu one całą resztę.
"Jest Super" wyzwala skrajne odczucia. Z
jednej strony jesteś zachwycony tym, jak Zeus fenomenalnie radzi sobie w
rapowym rzemiośle, jak bezbłędnie potrafi zmieniać flow i jak świetnie
odnajduje się w różnych klimatach muzycznych, a z drugiej zbiera cię na wymioty
słysząc jakieś pseudo-motywacyjne banały, refreny stylizowane na, kurwa, Arkę
Noego oraz nieudane eksperymenty brzmieniowe, przywodzące na myśl wiejskie
potańcówki w remizie. W niektórych momentach wręcz myślałem, że to tylko takie
jaja sobie Zeus z nas zrobił, to było prowo i zaraz poleci jak berzerker. Ale
niestety, on to wszystko nagrał na serio.
To nie jest zła płyta. To jest płyta odpychajaca. To
płyta nie do przełknięcia dla oddanego fana, który słucha Zeusa od pierwszej
solówki. Tło dla jego poczynań za mikrofonem stanowi muzyka w dużej mierze przesłodzona,
a momentami zwyczajnie ckliwa. Technicznie wszystko stoi na swoim miejscu, do
brzmienia sensu stricte nijak nie można się przyczepić, ale sam klimat albumu
oscyluje wokół połączenia rapu, popu, Arki Noego, Zenka Martyniuka oraz DJa Tiesto.
Niestrawne? W rzeczy samej. Perełki się na szczęście trafiają. Oszczędny w
brzmieniu, z bardzo dobrymi uderzeniami pianina „Domek w górach”, funkowy „Idealnie
niedoskonały” albo podchodzący pod laidback „Nie potrzebuję wiele” ciągną
całość w górę, jednak to tylko wyjątki od reguły, niestety.
Niezręcznie mi to mówić w kontekście rapera z taką
przeszłością, ale utwory typu „ODP. 2”, „Zgłupiej”, „Kamienie i mury” będą
najbardziej strawne tylko dla… Eski czy RMF. Nie wszystkie, ale większość z nich
to target typu gimnazjum, a "Będziemy dziećmi" to już w ogóle jakaś
podstawówka. Zeus, jak mogłeś ?
Łodzianin nie stracił wbrew pozorom na przebojowości.
Wciąż potrafi szarpnąć struną i pokazać duszę antysystemowca, zachowując
charakterystyczną dla siebie zadziorność i cięty język. Szkoda, że w takim
wydaniu raper pojawia się bardzo rzadko, a miejsca na tego typu kawałki zostały
zajęte przez sielankowe, mdłe i oślepiające swoja nieskazitelnością wynurzenia,
typu „Siewca”, albo przesączone truizmami „Kamienie i mury”. Oczywiście,
łodzianin nie zatracił zdolności pisania trafnych metafor i wersów chwytających
za serce (trzecia zwrotka „ODP. 2”), ale duszą się one w otoczeniu
przejaskrawionych linijek, które wychwalają życie albo mówią ci, że musisz za
wszelką cenę podążać za swoim celem.
O ile na poprzednich płytach Zeusa ciężko było znaleźć
momenty ewidentnie słabe, tak teraz natykamy się na nie dużo częściej, a mocnych
punktów jest na trackliście dosłownie kilka. Największy podziw budzi chyba
rozkręcający się z każdą chwilą „Domek w górach”. Na pochwałę zasługują
również newschoolowe „Mniejsze zło” z pokombinowanym, sylabowanym flow, oraz
całkiem podobny do „Widnokręgu” „Panteon”, w którym małżeństwo Rutkowskich
bardzo dobrze się ze sobą uzupełnia (co nie jest niestety regułą, przynajmniej
w kwestii muzycznej). Reszta najczęściej po prostu trzyma poziom, ale zdarzają
się chwile, gdy łapiesz się za głowę i nie możesz uwierzyć, że to naprawdę
płyta Zeusa. W konkursie rzucania banałami na odległość na pewno nie stałby
dziś na straconej pozycji.
Eskalacja szczęścia na „Jest Super” okazuje się po
prostu przekoloryzowana. Na pierwszym legalnym wydawnictwie łodzianin też
przecież emanował pozytywną energią, ale wtedy potrafił jakoś to wszystko
wyważyć, utrzymać w ryzach. Teraz się nie udało, a tę ociekającą lukrem płytę
śmiało można już teraz nazwać zawodem roku. "Nieważne jak się uśmiechasz, ale co grasz". Chyba znasz ten cytat.
Ze wszystkim się zgadzam, nic dodać, nic ująć. Obok tekstów emanujących momentami truizmami jak z wystąpień ekspertów od rozwoju osobistego, najbardziej bolesnymi momentami dla mojego ucha były niektóre refreny. Szczególnie krzywdzący był ten z "Idealnie niedoskonały". Trudno też nie wspomnieć o "Siewcy" z bitem, który brzmi jakby Enej opierając się na brzmieniu utworu "Nadzieja" Czarnego chcieli stworzyć nowy hit. Mimo wszystko rapowania Kamila zawsze się dobrze słucha, jako technicznego eksperta i faceta grającego z sercem. Ocena 2/2+ na 5 wydaje się adekwatna. Epka 3/3+ na 5.
OdpowiedzUsuńSzkoda Kamil, szkoda...
"Domek w górach", nie w chmurach :)
OdpowiedzUsuńgapiostwo. dzięki ;)
UsuńCiekawa muzyke robi. A i czasem trzeba cos stworzyć dla innych. "Sory taki mamy klimat"
OdpowiedzUsuńnie trzeba
UsuńArka Noego to zajebisty zespół. do tej pory chętnie odsłuchuję pierwsze płyty. prawda o polskim hip hopie jest niestety taka, że jest nieskończenie bardziej chujowy niż zespół Litzy. wróciłem do ich piosenek przed chwilą i jestem tego jeszcze bardziej pewny.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=w0QBBjlIrfU