Mixtape Bezczela swojego czasu miał zostać udostępniony całkowicie za darmo, pewnie poniekąd jako promocja pełnoprawnego longplaya. Ostatecznie, między innymi z powodów zdrowotnych reprezentanta Fabuły, został on po prostu dołączony do preorderów „ADHD”. I dobrze się stało. Bo po takiej „zajawce” raczej nikt nie sięgnąłby po oficjalne solo.
Tytuł płyty jest bardzo adekwatny do prezentowanego przez nią poziomu. Krzywe
zwierciadło. Istnieje takie określenie. Oznacza oczywiście hiperboliczne i zarazem
negatywnie nacechowane ukazanie danego zjawiska. W tym przypadku rapu w
wykonaniu Bezczela. Nieraz bowiem jego akcentowanie stoi na poziomie
gimnazjalisty, próby podśpiewywania nie zasługują nawet na najniższą notę, a pojawiające się od czasu do czasu
przesadne nawarstwienie rymów daje efekt totalnego zagubienia. Co prawda białostoczanin wciąż robi niezły użytek ze swojego charakterystycznego flow, ale poprzez miernotę pozostałych składowych nie zachwyca jak wcześniej.
Za nic nie potrafię zrozumieć, dlaczego Bezczel w sposób
świadomy spartolił skądinąd bardzo dobre kawałki. Niezobowiązujący, acz ciekawy
storytelling „Na Biegu” dostajemy w wersji studyjnej, która od poprzedniej różni
się tylko zupełnym brakiem emocji w nawijce, a w „Kocham Rzeczy, Których Nienawidzę” usłyszymy podkłady gorsze, a przede wszystkim mniej klimatyczne, od
tych zaprezentowanych w singlu. Nie widzę w tym żadnej logiki, ale i tak powyższe
kawałki, do spółki z nie najgorszym „Mogą”
, ratują honor całości. Bo przesłuchanie do końca pozostałych bez żadnego
znużenia maluje mi się jako spory wyczyn.
Dziwi taka sytuacja, gdyż na płytę zostały zaproszone całe
tabuny gości. Mamy między innymi Fabułę, Ciecha, Buczera, Verte, Proceente, czy
nawet Palucha. Liczba udzielających się tutaj raperów oscyluje blisko 25! Tylko
co z tego, skoro nie wprowadzają oni żadnej świeżości, a jedynie podtrzymują
mierny poziom krążka? Wystarczy powiedzieć, że nawet posse-cut „Świeża Krew” idealnie sprawdziłby się jako lek na
zaawansowaną bezsenność. Takie nudne zwrotki są niestety normą na całej „Rock’n’rolla”.
Podobny minimalizm tyczy się podkładów z odpustu, jakimi
raczy nas znakomita większość producentów. Żaden nie grzeszy bowiem klimatem, natomiast każdy
okazuje się echem roku 2006 i mniej. Do tego parę asłuchalnych patentów, jak
beznadziejna piszczałka w „Świeża Krew”,
czy pseudo-wakacyjne rytmy „Tempretaury”.
Oprócz dobrych skreczy DJa Decksa nie ma czego pochwalić, naprawdę.
Nie potrafię wytłumaczyć rozstrzału między jakością solówki,
a mixtape’u od tego samego wykonawcy w sytuacji, gdy oba albumy ujrzały światło dzienne w przybliżonym czasie. Dobrze chociaż, że za ten drugi Bezczel nie oczekuje jakiejkolwiek
zapłaty. Nie dajcie się nabrać na dobra okładkę i nie słuchajcie tego, bo
stracicie kilkadziesiąt minut żywota. Serio.
To pojechałeś :) Nie słucham Bezczela i się nie odniosę ale ja tu w innej sprawie - mógłbyś dać na końcu krótka notka coś w typie - tytuł - wykonawca - ilość utworów - cena. Coś w tym guście. Taka mała propozycja ode mnie. Sz.
OdpowiedzUsuń