Zastanawialiście się kiedyś jakie to może być uczucie, gdy nagrywa
się płytę, która za kilka lat staje się klasykiem? Na pewno coś o tym wiedzą
takie legendy jak Eis, Jimson, Smarki, Dinale albo Molesta. Co prawda członków
Rasmentalismu nie można (jeszcze?) stawiać na równi z nimi, ale na pewno za
sprawą „Za Młodych na Heroda” wpisali
się w annały polskiego rapu. Nieczęsto bowiem zdarza się krążek tak
pieczołowicie dopracowany zarówno od strony brzmieniowej, jak i wokalnej.
Pod własną marką panowie zdążyli nagrać trzy nielegale,
które odbiły się szerokim echem wśród słuchaczy. Nie były one albumami
doskonałymi, miażdżącymi czaszkę, ani obracającymi podziemie w pył, jednak
przykuwały do odsłuchu, wyróżniając się przede wszystkim szczególną atmosferą.
Zasługiwali na rejs po głównym nurcie. I gdy już dostali na niego szansę nie
postanowili być kolejnymi, których legal pozbawił jaj. W zamian za to pokazali
pazur i udowodnili swoją wartość. Najlepiej jak się dało.
Rzadko mi się to zdarza, ale naprawdę utonąłem w „Za Młodych…”. Non stop zapętlam całą
płytę, ciągle zachwycam się wersami Rasa i nie mogę oderwać się od wybitnych
produkcji Menta. Odstawiłem kilka końcoworocznych premier na później i po
prostu nie ma dnia, żebym nie przesłuchał całości chociaż raz. Produkt, który
chłopaki oddają nam w ręce jest w pełni skończony: przemyślany, dojrzały, brak w
nim większych błędów, urzeka już od pierwszego odsłuchu. I jeszcze tak
profesjonalnie wydany. Powiedziałbym: Manifik,
garson! Oczywiście pod warunkiem, że znałbym francuski.
W jakimś wywiadzie Jeżozwierz powiedział, że właśnie Ras jest dla
niego desygnatem płynnej ewolucji artystycznej. Podpisuję się pod tym
wszystkimi kończynami. MC, o którym mowa, na przestrzeni lat skrupulatnie
poprawiał swój styl dążąc do całkowitej ekwilibrystyki. Eliminował błędy,
rozwijał się w pisaniu tekstów, również kombinował z flow, w efekcie debiut pod
skrzydłami większej wytwórni staje się nie tyle sprawdzeniem umiejętności, co udowodnieniem własnej ambicji.
Raper okiełznał swój luzacki styl, którego przesadne używanie często
powodowało rozlazłość kawałka, i teraz, przy zachowaniu wyróżniającego się,
leniwego sposobu rymowania, czaruje słuchaczy idealnym opanowaniem rapowego
rzemiosła. Na tym nie koniec, bo Ras pokazał również, że doskonale potrafi
zarówno przyspieszyć swoją niepozorną nawijkę w „Perwoll Vanish” jak i zwolnić, ustępując miejsca emocjom w „Umarł Król, Niech Żyje”.
Nie tylko forma, ale również treść poszczególnych utworów
została ubarwiona znacznie bardziej, niż miało to miejsce kiedykolwiek
wcześniej. Nie chodzi tylko o całkiem niezłe hashtagi, czy też follow-up’y.
Właściwie większość rodzimej sceny mogłoby się uczyć od zamościanina między innymi jak wprawnie
władać przenośnią, jak tworzyć trafne porównania (rap zestawiony z nordic
walking niszczy), albo jak pisać wersy utrzymane w kontekście wygrywania życia. Sam
refren „9 Żyć” jest w moim odczuciu
lepszy od całej tegorocznej płyty W.E.N.Y, gdzie triumf, uwielbienie i manna z
nieba stanowiły właściwie całą warstwę tekstową. Tutaj również ów motyw się
przewija, ale został przedstawiony w zupełnie inny, dużo bardziej ambitny sposób.
Sprawa występów gościnnych prezentuje się dwojako. Z jednej
strony mamy VNMa, który akceleruje niemal cały czas i daje kopa energii „STU”
oraz Małpę powracającego do wysokiej formy. Z drugiej Eldo zwyczajnie nie
pasuje, odpalił swoją szesnastkę i w pamięci nie zostaje po nim zupełnie nic, a
Spinache… rujnuje doszczętnie klimat „Gdzie jest M?”, a co więcej radzi sobie
na mikrofonie gorzej od… samego Menta, który przecież pierwszy raz w ogóle rapował.
Featuringi (dobrze chociaż że jest ich mało) nie spełniają więc pożądanej roli,
bez nich krążek naprawdę niewiele by stracił.
Bez wybornej pracy producenta, „Za Młodzi…” nie byłaby jednak nawet w połowie tak dobra, jak jest.
Nie potrafię sobie wyobrazić żadnych remixów ani blendów poszczególnych
kawałków. Teksty i bity tworzą świetną symbiozę, a między duetem doskonale czuć
chemię. MC doskonale czuje rytmy, które podrzucił mu producent. Wszyscy
zresztą Mentosa ozłacają, więc można odnieść wrażenie, iż stworzył on brzmienie wybitnie skomplikowane i całkowicie nieosiągalne dla reszty. To prawda, że wzniósł się na
horrendalnie wysoki poziom, ale tak jak ma to miejsce w przypadku Rasa- on po
prostu naturalnie wyewoluował. Z powszechnie stosowanych metod utworzył zaś dzieło sztuki.
Podkłady są żywe, tętnią energią i choć
posiadają wspólny mianownik, to każdy wyróżnia się swoją indywidualnością. Już „Dobra Muzyka” powoduje opad szczęki, a
im dalej w tracklistę, tym lepiej. Ważne są tutaj sample, dopracowane wręcz
pedantycznie, bo podczas odsłuchu nie można znaleźć żadnego przypadkowego
dźwięku i nawet najmniejszej ryski na nieskazitelnej całości. Można wymieniać
pozytywy brzmienia bez końca, kilka z nich to z pewnością doskonałe użycie
trąbki w „Butach z Betonu”, szybkie,
miarowe klaśnięcia w „Perwoll Vanish”,
lub cloudowe „Drogowskazy”. Album brzmi wyjątkowo spójnie, profesjonalnie i został jeszcze doprawiony nutką dużego
talentu beatmakera.
Czy się zakochałem? Całkiem możliwe, bo ten album jest
genialny. Po prostu.
o 3 gwiazdki za dużó
OdpowiedzUsuńnie, nie. absolutnie nie.
UsuńO 4 gwiazdki za dużo.
UsuńGOŚCIU TY KAENA PROPSOWAŁEŚ NIE MASZ KURWA GŁOSU NAWET
UsuńPozdrawiam cię kurwa serdecznie Panie Anonimowy. Kaen nawet kserując Eminema jest lepszy niż połowa polskiej sceny. Choć do jego psychofanów nie należę. A ty jako anonim ciśnij dalej to może fuchę admina dostaniesz i będziesz komentarze tu moderował.
UsuńP.S. Pamiętaj kurwa jedno - jeśli będę miał ochotę to i zespół Weekend spropsuję. A Rasmentalism dla mnie średniawa. Pozdrawiam czytelników powyższego bloga. Elo!
KAEN LEPSZY OD POŁOWY SCENY HAHAHAHAH PŁYŃ DALEJ
Usuńno fakt, poleciałeś Tazz z tym kaenem po całości i jeszcze dalej. no ale to nie temat o jego płycie (na szczęście), tylko recenzja Rasmentalismu. co nie?
UsuńNajlepszy album,ciagle gra ! Spinacz jednak dla mnie jest spoko,choć na innym produkacjch go nie slucham
Usuńpiękna płyta i zasłużona ocena
OdpowiedzUsuńTo prawda, płyta roku zdecydowanie. Chociaż muszę przyznać, że po pierwszym tygodniu ciągłego odsłuchu chyba odrobinkę mi się zmęczyła i wracam coraz rzadziej, bo chwilowo zapętlany jest Wuzet.
OdpowiedzUsuńW ogóle to nie zgadzam się co do featu Spinache. Moim zdaniem pasuje całkiem fajnie, a wykonywany przez niego refren jest zwyczajnie świetny. Za to asłuchalny jest dla mnie Eldo, ale jestem w stanie go słuchać tylko na "Światłach Miasta".
ale ten spinacz zupełnie flow nie ma, nawija jakby był na konkursie recytatorskim.
Usuńno Eldo tutaj średnio, ale co jak co- "Zapiski" top3 roku 2010 zdecydowanie. nie tylko "Światła", parę solowych klasyków to on nagrał.
Na pewno ma lepsze flow niż Sokół :) I nie jest z nim aż tak źle, mi się go nieźle słucha, ale może dlatego, że odpowiada mi głos.
Usuń