Zgadzam się w pełni ze stwierdzeniem, że jeden album nie
powinien zawierać w trackliście samych hitów. W takiej sytuacji wszystko
zaczyna zlewać się w mętną papkę, brakuje jakiegokolwiek dramatyzmu i klimatu,
przez co słuchacz paradoksalnie męczy się podczas odsłuchu. Jeszcze gorzej
jest, gdy dana płyta hitów nie posiada w ogóle. Tak jak właśnie „Buntownicy i Lojaliści” Greena.
Ani trochę nie przekonuje mnie tłumaczenie autora, jakoby
był to krążek niszowy. O.S.T.R i Quiz w rolach producentów, pełnoprawnie legalne
wydawnictwo, promocja od Stepu, gościnnie trzy bardzo fejmowe ksywki (z których
de facto tylko WENA poleciał dobrze). Gdzie więc ta nisza, hę? Lecz przede
wszystkim- gdzie swoisty brud, znany z poprzednich płyt rapera?
W dzisiejszych czasach, gdzie spacerując przez miasto mijasz
przynajmniej pół tuzina MC’s, musisz liczyć się z tym, że aby zaistnieć na
scenie potrzebujesz nie tylko autentyczności, ale również wyrazistego stylu i
charyzmy. Greenowi po trochu brakuje jednak wszystkiego. Jest artystą
bezbarwnym, nie zapada w pamięć na długo. Sam zresztą zdążyłem już zapomnieć,
iż reprezentant Łodzi brał udział w poprzedniej edycji Młodych Wilków
Popkillera. Po prostu gość nie wyróżnia się niczym, oprócz faktu, że swojego
czasu grał rolę drugoplanową w krótkometrażowym filmie Osiem9.
Green prezentuje więc typowy dla Polski poziom średni,
stając w szeregu z m.in. Miuoshem, Hadesem czy Pelsonem. Nie profanuje bitów,
na ogół daje niezłe zwrotki i wie o czym pisze, ale na wyższy pułap chyba nie
jest w stanie się wznieść. Malutko przyspieszeń i jakichkolwiek zabaw ze
stylem, nie brak za to wszechobecnej monotonii. Ponadto łodzianin jakoś nie
potrafi wciągnąć słuchacza w swoje rozważania. Poniekąd wina leży po stronie
oklepanej tematyki, jaką raczy nas przez całą długość płyty, aczkolwiek nijakie
flow plus garść niezamierzenie śmiesznych linijek („Słuchaj, bo nie jestem kurwa z dupy wysrany”)
również dokładają swoje cegiełki do tego średnio imponującego efektu końcowego.
Sprawę ratują podkłady od wspomnianych już Ostrego oraz Quiza,
który dołożył do krążka swoje dwa grosze w „Jestem
z tych” i „Się gapisz” . Reszta
jest już w 100% robotą Ostrowskiego. I trzeba przyznać, że pomimo braku
niesamowitych rewelacji, czy prawdziwych perełek, podkłady są naprawdę dobre i
klimatyczne („Więcej niż nic”).
Klasyka w najlepszym tego słowa znaczeniu, czyli perfekcyjnie wplecione sample od Quiza,
mocne, charakterystyczne dla Adama werble i oldschoolowe dźwięki, oraz sporadycznie użyte gdzieniegdzie pianino. Większość
bitów okraszona została sporą dozą swoistego mroku, co zresztą bardzo pasuje do gospodarza.
Szkoda jednak że porusza się on po nich tak bezpłciowo.
„Buntownicy i
Lojaliści” jest desygnatem typowej płyty na siódemkę. Bez fajerwerków,
wszystko utrzymane w podobnym tonie, niewiele urozmaiceń, słowem truskule będą
wniebowzięci. Za samego Greena dałbym 6, natomiast za krążek instrumentalny
mocną 8. Wyszło jak wyszło, liczyłem na trochę więcej.
Ja dałbym chyba 8. "Jestem z tych" ma zdecydowanie hitowy potencjał, "Pierwszy Szereg" i "Wiecznie Live" też. Płytę kupiłem w dzień premiery i wracam do niej wieczorami, gdy złapię odrobinkę zamuły.
OdpowiedzUsuńNiszowy to Laik jest a Green zero stylu jeszcze dostal wpierdol na WBW od plejera beka.
OdpowiedzUsuńnie chciałbym, nie jestem zainteresowany, więc proszę nie spamować, bo szkoda mi życia na kasowanie twoich "komentarzy"
OdpowiedzUsuń