________________________________________________________________________________________________
Na ogół szczerze gardzę tą całą Ciemną Strefą, bo prawie
każdy z tych prawilniaków rapuje tak samo, ma takie same teksty i rymy, a na
dodatek wszyscy wyglądają jak klony. Małacha i Rufuza się to jednak nie tyczy,
co udowodnili dwa lata temu niezłą „Relacją”. Teraz, przy wielkim wsparciu od
Prosto, nagrali krążek bardzo dobry, muzycznie mocno odbijający od ulicznego
rapu. Żadnych większych eksperymentów brzmieniowych co prawda tutaj nie ma, ale
porządny oldschool- jak najbardziej. Ciężkie werble zamiast bezbarwnego
pianinka, motyw gitary akustycznej („Z Nadzieją”) i inne niezłe patenty, które
chociaż głowy nie urywają, to mogą się spodobać. Obaj MC’s również postanowili
poczynić progres, szczególnie Małach, stojący obecnie w jednym szeregu z
Rufuzem, ale tak charakterystycznej stylówki jak kolega jeszcze nie znalazł.
Zdarzają się oczywiście gorsze momenty, jak zwyczajnie nieciekawe „One night in
Paris”, czy ckliwe „Dobrze, że jesteś”, ale są one równoważone chociażby przez
świetne, energiczne „Tam gdzie”, zaskakujące, bo ze zmieniającym się flow
„Pakt” oraz „Wtedy Dziś” z bardzo dobrym śpiewanym refrenem. Obiecujący duet, a
jeśli stale będzie się wspinał po szczeblach rozwoju artystycznego to możliwe,
że przekonają do siebie nawet tych najbardziej kręcących nosem na uliczną stylistykę.
6/10
Niegdyś otoczony bez mała kultem projekt teraz stał się
pośmiewiskiem wszystkich świadomych słuchaczy. No ale co w tym dziwnego, skoro
na piątej odsłonie legendarnego „Kodexu” pojawiają się takie ksywki, jak KaeN,
Śliwa, Zbuku, Rena, albo GrubSon. Litości. Skoro płyta producencka L.A. i
Magiery już dawno obrosła w pióra, to wypadałoby zaprosić na featuring raperów
naprawdę na to zasługujących, co byłoby dla nich swoistą nobilitacją. Z klasyka
zrobił się średniak, bo słabiaków tu cała masa- Pih, który powinien już dawno
zakończyć karierę, Kajman, Sobota, coraz słabszy Vienio… Dobrze że są chociaż
tacy jak Quebonafide (niestety z dość nędzną jak na jego umiejętności zwrotką),
niezły Bonson, KęKę, który z miejsca zjada występy innych oraz Tau, również
pokazujący się z najlepszej strony, ale kilka słuchalnych numerów na 20
wszystkich? Coś tu nie gra. Pewne jest więc to, że mamy do czynienia z
najsłabszą odsłoną „Kodexu”. Brakuje tutaj czegoś choć trochę zespalającego
poszczególne utwory, przez co cały album brzmi jak naprędce zrobiona składanka.
Chałtura i skok na kasę. Rzekłem.
3/10
________________________________________________________________________________________________
Szok i niedowierzanie. Spodziewałem się powtórki po „3854
krokach” czyli płyty niezłej, acz nudnawej, niewybijającej się w żadnym
zakresie i trochę trącącej myszką. Włączam odsłuch i… gały na wierzchu. Nie ma
nudy, zero specyficznego dla Pelsona flegmatyzmu, za to wakacyjna atmosfera
pełna gębą. „186 dni” to letniak, przy którym można śmiało odpoczywać,
rozmawiać o dupie marynie, pływać, czy robić cokolwiek co kojarzy wam się z dniami
wolnymi od codziennych zajęć. To wszystko za sprawą fantastycznych bitów DJa
Torta, które czasem mocno działają na wyobraźnie („Wagary”). Nie można jednak
spłycać rozbudowanej warstwy tekstowej, często niedosłownej, którą można (i
należy) interpretować we własnym zakresie. Poza ambitniejszymi wersami
znajdziesz też choćby fajnie przewinięte opowieści natchnione prozą życia
(poeta ze mnie, co) lub wspominki z dawnych lat- między innymi o pobycie
członka Molesty w Ameryce. Kurde, naprawdę dobra płyta. Sądziłem, że to będzie
jeden z krążków typu „odsłuchaj, zrecenzuj, zapomnij” ale sprawa ma się
zupełnie odwrotnie i na pewno na długo zagości na moim odtwarzaczu. Polecam.
7/10
W zasadzie to chyba dobrze, że „Satori”
powoduje pewien niedosyt. Jakby nie patrzeć- przez ten zaledwie
kilkudziesięciominutowy mixtape jeszcze bardziej ostrzę sobie zęby na premierę „NNJL”.
Na króciutkim albumie Gedz co prawda nie pokazuje wybitnych możliwości, ale
znakomicie odnajduje się na przepięknych bitach od F.∅.R.X.S.⊥
(btw. to prawdopodobnie najgorsza ksywka producenta w historii polskiej rapsceny, serio), Deemza i Bejotki. Raper miał w czym wybierać: „Spacer po
Chmurach” wprowadza naprawdę niecodzienną jak na polskie warunki atmosferę,
kapitalny trapowy banger „Mój Sos” z czterema niezłymi gośćmi to esencja stylu,
a taki choćby „Światowid” z miejsca zabija klimatem. W kwestii flow z czystym sumieniem można stwierdzić,
że gospodarz poradził sobie bez zarzutu, jednak co innego jeśli chodzi o
warstwę tekstową. Trudno znaleźć ciekawe linijki, dużo łatwiej natknąć się na te… absolutnie beznadziejne („z diabłem bite żółwie”??),
doprawione bardzo słabymi hashtagami (#autokanibalizm????). Tak już z Gedzem
jest, że wersami nie potrafi przyciągnąć nikogo, kto słucha rapu chociaż
miesiąc. Są one bowiem płytkie, oklepane, rzadko kiedy potrafią zwrócić uwagę. W
kilku słowach: doskonałe bity, średni Gedz plus na ogół udane występy gościnne (oprócz tego wannabe Abla).
5/10
Nadrabiasz zaległości w szybkim tempie. Może by tak w kolejności recenzja nowego Elda ? Byłoby to mile widziane ")
OdpowiedzUsuńbędzie, ale najpierw PL TrooMa, GWCP Hucza i LCS Knapa :)
Usuń