Rzadko się zdarza, by na płycie znajdowało się zdanie, które
zawiera w sobie niemal wszystko, co można o niej powiedzieć. „Braterstwo” jest
wyjątkiem, jednak niezbyt chlubnym. Otóż w Outrze, gdzie zawarte zostały
wypowiedzi kumpli na temat zespołu, pewien gość rzuca hasło: „Wilku i Bilon to są dla mnie ludzie, którzy
zrobili coś z niczego”. Trafił w sedno. Jednak w przypadku tego albumu nabiera ono mocno pejoratywnego znaczenia.
Rzeczywiście warszawiacy „coś”
nagrali. Tyle że nie jestem w stanie powiedzieć, co to właściwie jest. No i
rzeczywiście tworzyli z niczego. Bo umiejętności nie mają już żadnych. To znaczy
kiedyś jeszcze nie było tak źle. „Droga”
była przecież nawet niezła, a „Klucz”
w niektórych kręgach obrósł wręcz do miana kultowego. Po tych sukcesach dwóch
przeciętnych raperów postanowiło nagrać trylogię. Chyba nie mierzyli sił na
zamiary, bo tak karkołomne zadanie przerosło ich o co najmniej kilkaset długości.
Nie będę się rozwodził nad poprzedniczkami z serii, bo nie za bardzo
jest co wspominać. Z minionych dwóch pół-albumów wybrać można materiał na jedno
4-5utworowe EP, które nie przynosiłoby wstydu autorom. Z „Braterstwem” sprawa ma się inaczej.
Na tym krążku zwyczajnie nie ma ani jednego ciekawego kawałka. Nie mogę uwierzyć
w tak gwałtowny regres zarówno Bilona, jak i Wilka. Wcześniej radzili sobie na majku lepiej, nawet z przebłyskami. Nawijali jakoś bardziej żywiołowo, z pasją,
słychać było że zależy im na swojej twórczości, że nie chodzi im tylko o
przetrzepanie kieszeni małolatów. A teraz? Nie jest źle. Jest TRAGICZNIE.
Wilku stał się cieniem cienia własnego cienia. To co
prezentuje na nowym wydawnictwie to zwykła żenada. Nigdy co prawda nie byłem
jego wielkim fanem, ale doceniałem pracę, jaką wkładał w swoje zwrotki. Dziś nic
go już nie usprawiedliwia. Flow ma gorsze od Waszki-G, no jak można wypuszczać
coś tak kaleczącego ucho na świat i jeszcze żądać pieniędzy? Czy naprawdę
polscy raperzy nie mają w sobie na tyle samokrytyki, żeby zdać sobie sprawę, iż
to co nagrali jest beznadziejne? Swoją drogą nawet Bilon mógł coś doradzić
koledze, gdy obserwował jego nieudolne zmagania z bitami. Z drugiej strony ten drugi też
nie prezentuje się dobrze. Pod względem poziomu stoi na równej pochyłej, a
tandetne przedłużanie końcówek nie jest ani fajne, ani przydatne, ani
charakterne etc.
Czy trzeba coś mówić o tekstach zawartych na płycie? Od
dłuższego już czasu duet z Mokotowa nie potrafi nawet wystawić nosa poza tematy
o jaraniu, pięknej Warszawie, ziomkach oraz jaraniu. Nie zapominajmy też o
tandetnym moralizatorstwie i wersach w stylu „nie
zaprzedaj duszy diabłu”, które powodują raczej salwę śmiechu, niż refleksję, o jaką pewnie chodziło.
Nie wiem czy nawet psychofani
będą w stanie po raz kolejny przełknąć odpinanie kuponów. Pół biedy,
jeśli pojedyncze linijki w jakiś sposób rekompensowałyby samą tematykę. Jednak od strony
technicznej to jest jedna z najgorszych płyt roku, potwierdzone info. Wilku z
Bilonem nie mają stylówy jak Beeres, żeby móc pozwolić sobie na używanie tak
prostych i tandetnych rymów. Raperzy fundują nam bilet do przeszłości, w
okolice roku 2002. Rymy czasownikowe wliczone w cenę.
Na szczęście nie
zmarnowali dobrych bitów, gdyż takich na „Braterstwie”
zwyczajnie nie ma. Nie uświadczymy niczego nowego w stylistyce znanej z
poprzednich krążków. Mimo to wszystkie podkłady wykonane zostały
przez beatmakera, który w miarę poprawnie operuje podstawowymi funkcjami konsolety. Gęste jest
natężenie nieśmiertelnego pianinka i miarowych klaśnięć. Wszystko spoko, tyle
że spóźnione o parę lat.
Hemp Gru żegna się
ze słuchaczami w najgorszym możliwym stylu. Nagrali album zupełnie bez serca, bez
pomysłu i jakiejkolwiek zajawki. Skok na kasę i tyle w temacie. Może i lepiej,
że zawiesili działalność, bo jeśli w takim kierunku zmierzaliby dalej, to
olaliby ich pewnie nawet fani. To nie jest najsłabsza część pseudotrylogii. To
jest najgorsze wydawnictwo zespołu w ogóle. Syf, malaria i czasowniki.
2.0/10
skoro to taki syf to dlaczego tyle osob tego slucha bity tez nie sa zle, patrz Moja Dzielnica jak to uslyszalem to ciary. Flow bez kitu slabe ale i tak dobrze sie tego slucha..
OdpowiedzUsuńcóż, ludzie mają to do siebie, że słuchają syfu i, jak to dobrze ujął Eripe, ludzi głupszych od siebie. gdyby tak nie było to ani Chada, ani Diox nie zdobyliby takiej popularności. wszędzie dominuje prostota, która ma za zadanie w łatwy sposób przyciągnąć do płyty. ale już taka chałtura, jak ta płyta to zdecydowane przegięcie.
Usuńkonstatacja jest oczywista- fakt, iż że ludzie słuchają czegoś, nie oznacza to, że mamy do czynienia z czymś dobrym, ani nawet przeciętnym. znów powołam się na Eripe:"Nie broń się, że to twój gust, że masz prawo, bla bla/Słuchasz tego, bo wszyscy tak robią, taka prawda"
syf jakich mało. 2 chyba zawyżone :)
OdpowiedzUsuńTo 2 jest chyba zawyżone o 1 oczko, muszę przyznać. Asłuchalne to jest kompletnie.
OdpowiedzUsuńNapisze tylko tyle o Twojej recenzji: Hahahahahahahahahahahahaha :D :D I radzę nie brać się za Rap jeżeli nie ma się o nim BLADEGO POJĘCIA, a już w szczególności pisać wypociny, które jak to Ty nazywasz "recenzje", bo do tego na serio trzeba mieć coś w głowie, a Ty z tego co wychodzi nie posiadasz.
OdpowiedzUsuńpłaczę :c
Usuń"Jest pewna różnica między recenzją, a hejtowaniem." - Ty najwidoczniej nie dostrzegasz tej różnicy ponieważ nic oprócz hejtowania w Twoich recenzjach nie ma.
Usuń