Teoretycznie wszyscy powinniśmy się cieszyć z tego, że w
polskiej rapgrze coraz liczniej zaczyna pojawiać się młodsze pokolenie.
Teoretycznie. Zamiast wprowadzać podmuchy świeżości, oni wolą raczej ukryć się w
szarej masie, która zamiast zaczynać zastępować starą gwardię, ledwo jej
dorównuje. Tym samym nie można zapomnieć, iż Peja, Tede wraz z pozostałymi
dziadkami od lat nie wybijają się ponad górną sferę przeciętności.
Młodsi ludzie powinni wchodzić na scenę z jakimiś
pomysłami i chociaż cząstką własnego stylu. Mówię tu oczywiście o
sytuacjach dotarcia do szerszego grona słuchaczy, czy wstąpieniu w szeregi
znanego Labelu, nie zaś o nagrywaniu w undergroundzie. Ba, dla osób dopiero
zaczynających swoją przygodę z rapem zazwyczaj należy włączyć opcję „kredyt zaufania”. W
ten sposób nowe twarze ulegają procesowi ewolucji własnego charakteru. Z początkowych
inspiracji narodzić się może przecież całkiem nowy, oryginalny styl. Co innego,
gdy kariera dochodzi do momentu wydania własnego legala.
No ale jak może się rozwijać, skoro osób naprawdę ciekawych
mamy w naszym kraju jak na lekarstwo. Szara masa, o której wspomniałem na początku, zaczyna
powoli wylewać się z kotła. Był wielki BUM i nagle jak z rękawa zaczęły wysypywać
się nowe twarze, a wszystkie idealnie jednakowe. Sulin, BRO, ZBUKU, Jopel- no
czym oni się w gruncie rzeczy różnią? Liniami papilarnymi?
A właśnie tacy ludzie powinni wyznaczać nowe trendy. Jest natomiast
zupełnie odwrotnie, bo niektórzy starsi gracze przejęli tę pałeczkę. Pezet próbował z
dubstepem, Nullo z ostrymi riffami, Zeus z ciekawymi konceptami. A gdzie w tym wszystkim świeża krew ? Pewnie
nawijała kocopoły o trudnym życiu pod samplowane bity.
Mam wrażenie, że kiedyś ten proceder nie był tak szeroko rozpowszechniony. Zeus swoim debiutem zmiótł z powierzchni ziemi wszystko, co żywe, a choćby WENA już przy okazji pierwszego nielegala umiał wykreować własne "ja". Co mamy teraz? Tandetne, plastikowe głosy, punchline'y urywające głowę ("Ich siła wyrasta jak brzydki pryszcz na kutasie" - geniusz) oraz nieumiejętne trafianie w werbel. Nie o taką Polskę walczyłem.
Mam wrażenie, że kiedyś ten proceder nie był tak szeroko rozpowszechniony. Zeus swoim debiutem zmiótł z powierzchni ziemi wszystko, co żywe, a choćby WENA już przy okazji pierwszego nielegala umiał wykreować własne "ja". Co mamy teraz? Tandetne, plastikowe głosy, punchline'y urywające głowę ("Ich siła wyrasta jak brzydki pryszcz na kutasie" - geniusz) oraz nieumiejętne trafianie w werbel. Nie o taką Polskę walczyłem.
Swoją drogą, nie wiem, jakie są kryteria w konkursach, które mają za zadanie wyłapać świeżaków. Obie edycje Pompuj Rap to istny śmiech na sali, podobnie jak Popkiller Młode Wilki i promowanie jakiejś miernoty BAKU przez Pezeta. Znów muszę powołać się na podziemie, gdyż egzystują tam zawodnicy, którzy właściwie już w chwili obecnej mają predyspozycje, by wyjść na legal. Tymin, Eripe, Kamel to tylko przykłady. Ci już na tyle ukształtowali własne style, że nie potrzebują ani promocji, ani dużej wytwórni, by przebić się w mainstreamie.
Niektórym udaje się jednak wyjść do szerszego grona i przy tym pozostać niezłym artystą. Dobrymi przykładami są Beeres, czy Vixen, bo sami mogą być
teraz inspiracją dla innych. Szkoda, że to tylko łyżeczki miodu w beczce
dziegciu, jaką jest debiutowanie młodych kotów w mainstreamie.
Inna sprawa, że słuchacze łykają takie gnioty nagrywane przez
marnych grajków, którzy do stylu nawet się nie zbliżyli. Jedno i to samo, jedno i to samo- tak w kółko. Jak się ludziom
już znudzi bragga i hustla, to wyskocz ze smutną historyjką z życia, a od razu
powiedzą, że „świeże” i „coś nowego”. Ludzie, nie ośmieszajcie samych siebie.
Prawdą okazuje się stwierdzenie, że „Polacy lubią tylko
rzeczy, które zdążyli poznać”. Tak więc słuchają zapętlających się i
zjadających własny ogon świeżaków, pompowanych przez duże wytwórnie. Bo jadą na
sprawdzonych schematach, który zawsze się sprzeda. Życie-Smutny storytelling-Imprezka-Bragga. Na tych
tematach kończą się możliwości większości z nich. A w kwestiach technicznych ci
raperzy się nawet nie zaczynają. Jak to podsumował Bisz: "Zajawka na rap stała się zbytnio utylitarna"
Dlatego z polski 2-3 płyty rocznie na resztę wyjebka co by sobie ciśnienia nie podnosić.
OdpowiedzUsuńJa to mam nieraz wrażenie, że ci młodzi raperzy w ogóle nie rozumieją hip-hopu, nie rozumieją jego idei, a w nim chodzi o to, by stawać się coraz lepszym, by konkurować o uwagę słuchaczy. Ale fakt faktem, sami słuchacze w Polsce też dają dupy, zamiast poszukać jakichś ciekawych raperów zadowalają się gównianymi grajkami, którzy nawijają to, co ze 100 raperów nawijało przed nimi. :P
OdpowiedzUsuń