Ludzie uwielbiają stawiać sobie granice. O ile jest to
zrozumiałe w kontekście moralnym, czy kulturowym, tak nie mogę pojąć dlaczego
niektórzy próbują na siłę doszukiwać się ich w muzyce. Koniec końców jesteś
stawiany przed ultimatum. I w zależności od tego czy wolisz starą, czy nową
szkołę zostajesz mianowany albo zakutym łbem, albo kryptogejem.
Na najróżniejszych portalach internetowych natkniemy się na
stwierdzenie, iż rap ma łączyć, a nie dzielić. Oczywiście, owe sformułowanie
zdążyło nabrać już zabarwienia czysto żartobliwego, gdyż bardzo często bywa ono
naciągane przez młodszych fanów i przywoływane kompletnie na siłę tylko po to,
by usprawiedliwić obiektywnie słabych MC’s, którzy spotykają się z ostrą
krytyką ogarniętej części słuchaczy. Jak wiadomo nawet największa plotka nosi w
sobie jakieś znamię prawdy. O ile wspomniane hasło rzeczywiście budzi uśmiech
politowania, gdy jest użyte w kontekście wątpliwych osiągnieć np. Chady, to
nabiera sensu podczas kłótni o to, kto ma rację- wielbiciele boom-bapów, czy
może jednak ci zafascynowani niuskulem.
A konstatacja jest oczywista- żadna z przytoczonych opcji
nie ma racji bytu. Popadanie w jakąkolwiek skrajność zawsze bowiem staje się
błędem i świadom tego jest chyba każdy stąpający po Ziemi. Generalizując,
przesadne zamknięcie na nowe rozwiązania muzyczne zacznie więc wkrótce poważnie
ograniczać gust jako słuchacza, natomiast wręcz hiperboliczne ich uwielbienie
skutkuje w końcu całkowitym odcięciem się od korzeni hip-hopu. Ale kto niby
powiedział że są jedynie dwa wyjścia?
Kochamy rap, prawda? Ano prawda. Mamy wiele zamienników, by
to stwierdzić: jaram się, podoba mi się, całkiem spoko, sztos etc. Tyle że jest
jeszcze grupa osób, która wzniosła się na pozornie wyższy poziom, a mianowicie
zwykłe rymowanie pod bit, czym w gruncie rzeczy jest przecież cały rap, stało
się dla nich swojego rodzaju religią. I bronią się przed niuskulem, jak Kościół
przed aborcją. Żadnych śpiewanych refrenów, o liczbach powyżej 90 nawet nie
myśl, a autotune? Nigdy, to dla pedałów przecież. Tylko trzeba zadać sobie
jeszcze pytanie, czy niezmienne tkwienie na tym samym artystycznym pułapie paradoksalnie
nie wpływa niszcząco na samą muzykę, która bez progresu stałaby się w efekcie
nazbyt przewidywalna i zwyczajnie nudna.
Z drugiej strony maksymalnie przerysowany SWAG, czyli w skrócie złote
grille, szybkie samochody, najlepsze dupki w klipach i gloryfikowanie dolara
również na dłuższa metę robi się sztampowe, a wręcz bawi swoją naiwnością i
zwyczajną głupotą zawartą w poszczególnych wersach. Kawałki trapowe, w których co
linijkę słyszymy słowa „nigga” albo „bitch” mogą bawić przez pierwsze dwa
tygodnie. A potem coś tak jakby nie bangla, zauważamy monotonność i płytkość
prawie wszystkich wersów. Mam wrażenie, że ostatecznie mamy do czynienia z
nowym prądem artystycznym, który niemal z miejsca zrobił wielki bum i jak najbardziej można czerpać z niego frajdę, ale wydaje się być na
tyle krótki, że za chwilę nie będzie już o nim tak głośno.
W dwóch powyższych akapitach zawarłem dwa najbardziej znane
stereotypy muzyków i fanów nagrywających w dwóch odrębnych stylistykach. Jedni
obarczają nimi drugich i tworzy się kompletny miszmasz. Znajduję tego
odzwierciedlenie nawet w codziennym życiu, gdy ścierają się obie podgrupy i ostatecznie
jest to całkiem zabawne, bo do niczego realnie nie doprowadzi. Przecież jedna
stylistyka nie wyprze drugiej, szczególnie gdy te są w każdej mierze skrajne
względem siebie.
Co najwyżej mogą w pewnym stopniu przenikać przez siebie i służyć jako płótno dla tych najbardziej zdolnych artystów, potrafiących robić użytek z obydwu nurtów. A w końcu większości znudzi się pewnie to wzajemne zamykanie
sobie głów i zrozumieją, że da się zaakceptować coś pośrodku. Niektórzy już
zrozumieli, dzięki czemu wiedzą, iż da się z klasą łączyć oba te przymioty. Jak Kendrick,
Kanye West, a z polskiej sceny choćby Mes, albo Quebonafide. Takie myślenie chyba nie wymaga szczególnego oświecenia. I chyba coś o tym wiecie czytelnicy, bo opcja nie wywyższająca żadnego podgatunku w ostatniej ankiecie uzyskała najwięcej głosów. Dobrze robicie, powiadam wam.
"Mam wrażenie, że ostatecznie mamy do czynienia z nowym prądem artystycznym, który niemal z miejsca zrobił wielki bum i jak najbardziej można czerpać z niego frajdę, ale wydaje się być na tyle krótki, że za chwilę nie będzie już o nim tak głośno." To tak na serio czy żartujesz? Trap już chula od ponad 10 lat człowieku. Sam juicy z memphis ile na scenie już jest. Zgadzam się co do całego tekstu oprócz tego zdania.
OdpowiedzUsuńwtedy to był raczej crunck
Usuńchyba raczej nie. Jak dla mnie to to jest już trap (kwestia umowna). To, że w cebulandi bum na trap zrobił się niedawno to już świadczy tylko o nas
Usuńchyba raczej nie. Jak dla mnie to to jest już trap http://www.youtube.com/watch?v=ed-zD4Ejb58 *
Usuńsensownie to brzmi, dzięki za konstruktywną krytykę, ziomek :)
Usuńnoigit ważne, że się nie spiąłeś :P
Usuńpropz
OdpowiedzUsuń