Przejdź do głównej zawartości

Mam Na Imię Aleksander - Nie Myśl o Mnie Źle




Prośba zawarta w tytule albumu nie przekonała mnie i uznałem debiut wrocławianina za niewart poświęcenia mu czasu. Odstraszało mnie bowiem wręcz nachalne kopiowanie Bisza znanego jeszcze z czasów „Raportu z walki o wartość”. W dalszym ciągu słychać w jego głosie i akcentowaniu tę samą manierę jaką operuje członek BOK, ale nowy nabytek Fandango Records nie jest jednak totalnym xerobojem jak choćby  Śliwa. Aleksander, poza posiadaniem jednej z najdurniejszych ksywek w polskim rapie, wyróżnia się wrażliwością oraz umiejętnym wyczuciem klimatu. I to by było na tyle z pozytywów.

Bolączka wielu z tegorocznych albumów znajduje odzwierciedlenie również tutaj. Brakuje elementów wyróżniających. Rzygać mi się chce, pisząc po raz kolejny to samo, ale mówię jak jest #MaxKolonko. Niby Olek dobrze trzyma się bitów, snuje te swoje metaforyczne opowieści, a nawet potrafi zaśpiewać w refrenie. Ostatecznie jednak wszystko przelatuje gdzieś między uszami i po 15 minutach od odsłuchu nie wymienisz pewnie żadnej ciekawej linijki, ani zapadającego w pamięć kawałka. Bo takowych właściwie nie uświadczysz.

Warstwę tekstową dobrze odzwierciedla okładka, która na dobrą sprawę nie przedstawia zupełnie niczego. Analogicznie mamy więc silenie się na poetykę i wyciskanie łez, poprzez pełne żalu wspomnienia, czy opowiastki o miłości, ale koniec końców tworzy się bezkształtna papka, która uniemożliwia sklasyfikowanie rapera jako pełnoprawnego artysy. W przypadku Aleksandra niemożność włożenia go do jakiejkolwiek szufladki przybiera barwę pejoratywną, bo tak naprawdę nie wiesz jak jego rap odbierać. Czy jako ambitną młodą falę, czy przemetaforyzowane ględzenie, nie wnoszące nic nowego.

W zamierzeniu poruszające i ascetyczne linijki pełnią raczej rolę wypełniaczy, bo nawijanie o tym, że dom to ludzie, a nie same meble został wyświechtany na wszelkie możliwe sposoby przez innych MC’s. Bragga również jest jakaś bezjajeczna. Mimo zadziorności w głosie, trudno pochwalić jakość punchy MNIA, gdy sprowadzają się one tylko do pojedynczych wersów, na dodatek mało efektownych. Przez całą długość albumu teksty brodzą więc o mieliznę i, pomimo starań zatuszowania tego wszystkiego przez emocjonalne wotum, nie potrafią zainteresować.


Występy gościnne nie wnoszą niczego, a na dodatek często zaniżają poziom całego projektu. Nie mogę pojąć dlaczego świetny skądinąd wokalista Piotr Rogucki na potrzeby „Nie Myśl o Mnie Źle” nagrał taką chałturę. Lidera Comy nie da się słuchać, to istna kakofonia. Lepiej w refrenie sprawuje się Maja Mai, operująca ślicznym głosem, natomiast featów raperów- Miuosha oraz Egoture- mogłoby w ogóle nie być.

Z czystym sumieniem pochwalić można niesztampowe i zapadające w pamięć bity. To właśnie one trzymają w ryzach refleksyjny koncept krążka i pomimo dużej spójności, zmieniają się jak w kalejdoskopie. Każdy jest inny, żaden nie zlewa się z poprzedzającym. Ucho do podkładów Olek ma naprawdę niezłe i szkoda, że wykorzystał je tylko połowicznie. Świetnie brzmi przede wszystkim z początku minimalistyczny, a rozwijający się z minuty na minutę ten z „Odpowiedzialności”. Natrafimy na rozwiązania oklepane, jak fortepian z „Domu”, ale nie można beatmakerom zarzucić jechania po utartych schematach, bo są to przypadki czysto sporadyczne, a na dodatek wykonane bardzo dobrze. Warstwa dźwiękowa naprawdę może się podobać i trudno cokolwiek skrytykować.

Aleksander najwidoczniej chciał spróbować popływać na zbyt głębokich wodach. Nie można powiedzieć, że utonął, ale ambicja okazała się zbyt duża. Z jego premierowego albumu najbardziej zapamiętałem śliczny refren „Kaskadera”, gdzie raper pokazuje dobitnie, czym są w istocie śpiewane wstawki. Poza tym średnia krajowa, bo same bity nie uciągną wszystkich składowych. Liczę na więcej w przyszłości, bo jakiś potencjał wrocławianin z pewnością posiada.

6/10


recenzja również na RESPECTHH.PL

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Włodi - Wszystko z Dymem

jak być prawilnym i zjednać do siebie ludzi