Przykład Wuzeta jest żywym dowodem na to, że podróże
kształcą. Polski raper przeprowadził się do Wielkiej Brytanii i od razu zaczął
pochłaniać brytyjskie inspiracje i tamtejsze spojrzenie na muzykę, a teraz
wydaje legalną płytę, będącą w pewnym sensie muzycznym sprawozdaniem z
emigracji. Trzeba przyznać- nauczył się naprawdę dużo i słychać to na całym
albumie.
Debiutujący legalnie podopieczny KOKI pokazał, jak powinno
się robić grime na tej planecie. Oczywiście po premierze wiele osób porównywało
ją z „Radio Pezet”, ale takie
zestawienie wpływa wyłącznie na korzyść „Własnego
Zdania”, bo jest to album o wiele lepszy, bardziej dopracowany i
wyprodukowany na prawdziwie światowym poziomie. O ile ostatnie wydawnictwo
Kaplińskiego przekonało mnie do siebie niemal wyłącznie swoją energią, tak to
od Wuzeta zachwyciło całokształtem i znacznie przerosło moje oczekiwania.
Płyta brzmi brytyjsko, co jest o tyle warte uwagi, że
została wyprodukowana przez polskich producentów. I to w większości nie znanych
szerszemu gronu, bo takie ksywki, jak Dubsknit, eRAeFi oraz CLN3000 nie
pojawiały się jeszcze u boku najbardziej fejmowych raperów. A to właśnie ta
trójka tworzy trzon krążka i w znaczący sposób przyczynia się do pozytywnego
odbioru całości. Po groszu od siebie wrzucili również sokos i Walek oraz ci
trochę bardziej znani: PLN.Beatz oraz Tasty Beatz. Wszyscy zaprezentowali
bardzo wysoki poziom więc i nie ma sensu ozłacać po kolei każdego z nich, skoro
podkłady stoją w zasadzie na równym poziomie i stanowią przykład, jak w ogóle ten
grime się je. Taki krążek ma jeszcze jeden ważny atut- absolutnie nie ma prawa nie wypalić na koncertach.
Bangerów dostajemy na pęczki, a dudniące basy, mocne
syntezatorowe podbicia i wszechobecne inne „wiertary” ustają tylko kilka razy, gdy
przychodzi czas na stonowane, wolniejsze bity, w których aranżacja albo jest świetna(„Niektórzy/Inni”) albo całkowicie genialna
(te tony klimatu w „Niedzieli” !). Warto zaznaczyć, że podkłady szybsze także
nie są w żaden sposób prostackie- ich różnorodność nie pozwala się nudzić, a
dopracowanie i moc, jaką ze sobą niosą, zasługują na wielkie pochwały (hidden
track, czyli remix „Wyliczanki”
nieźle daje po uszach). To nie są łatwe bity. To nie są bity, pod które nawinie
każdy raper. Szybkie, bezpardonowe, buńczuczne rytmy zmuszają do szybkiego
przestawienia się na taki specyficzny gatunek rapu. Szczególnie gdy za majkiem
stoi niedoskonały raper, który może denerwować niektórych swoim nader
krzykliwym głosem. Tyle, że w tym przypadku słowo „niedoskonałość” jest pojęciem
wybitnie względnym.
Wuzet zaskakuje i w pierwszym momencie odrzuca od albumu.
Nie próbował bowiem wpleść do swojego warsztatu ekwilibrystycznego panowania nad bitem, nie
robi użytku z idealnie rozłożonych akcentów, ani nie zamartwiał się ilością
sylab w wersie. Jego flow jest mocno garażowe i stoi na granicy wypadnięcia z
rytmu przez co... naprawdę świetnie pasuje do takich zgoła imprezowych
klimatów. Nie można bowiem doszukiwać się w takim typie muzyki kunsztu artysty
i szukać ukrytych den w jego twórczości. To ma być brudne i nieokraszone
fajerwerkami. To ma bawić, a nie prowokować do myślenia nad bólem świata. I z takich
założeń reprezentant KOKI się jak najbardziej wywiązuje. Z drugiej strony na
pewno nie można odmówić Wuzetowi wprawnego posługiwania się długopisem, bo jego
teksty, choć wprawdzie nieszczególnie zaskakują, są całkiem nieźle poskładane i trafnie odnoszą się
do polityki czy też polskiej rapsceny.
Ubiegłoroczny debiutant w wywiadzie z Arturem Rawiczem
skromnie przyznaje, że nie jest polskim prekursorem grime’u, bo wielu MC’s
przed nim już tego próbowało. Nieprawda. Zresztą- może i próbowali, ale żaden z
nich nawet nie zbliżył się do pułapu, zaprezentowanego na „Własnym Zdaniu”. Mimo młodego wieku WZ w moim odczuciu już na
tę chwilę może uchodzić wzór do naśladowania, jeśli chodzi o szeroko pojęty niuskul.
Album dobry, coś nowego (czekałem na solo od mikstejpu "dzieci basu" który pozostawił u mnie niedosyt) ale nie da sie ukryć że potknięcia są: gościnne zwrotki (wg mnie nawet pezet nie dał rady), hasztagi które wysokich lotów nie są, czasami aż zbyt "proste" teksty w bardziej spokojnych kawałkach. Jestem truskulem ale nie ortodoksem, wiec lubie takie odskocznie. Zgadzam się z recką, blog ląduje w czołówce moich ulubionych, no i czekam na nowe wpisy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja czekam na podsumowanie roku, reckę Płyty Roku (Rip & Q) i żebyś nie skończył jak Kaaban. Ten rok pozwala w styczniu na nadrobienie zaległości z 2013. W tamtym to by się nie udało wyszedł przecież na wstępie B.R.O i Popek ")
OdpowiedzUsuńjak na kubie fidel castro nigdy nie skończę
UsuńWuzet grimem się interesował już przed wyjazdem do Anglii.
OdpowiedzUsuńZ uwag to by było na tyle, może brakuje jakiegokolwiek wspomnienia o zwrotkach gościnnych w tekście. Świetna płyta, bardzo dobra recenzja.