Przyznam bez bicia, że nie czekałem na solówkę Nullo. W
Trzecim Wymiarze to Pores i Szad wyprzedzają go trochę pod względem poziomu, a
nie odwrotnie. Jako iż płyty studyjne dwóch wcześniej wymienionych ujrzą
światło dzienne dopiero pod koniec następnego roku, to wypadałoby coś ugryźć z
tematu „SPG Dystrykt”. Zaskoczeniem
była sytuacja, gdy jeden kęs zamienił się w cały wystawny deser.
Ze wstępu można by wnioskować, że sam Nullo jest przeciętnym
raperem. Nie zrozumcie mnie źle, bo uważam go za człowieka bardzo
utalentowanego. Faktem jest jednak, iż gospodarz recenzowanego albumu stoi w
cieniu swoich kolegów z zespołu. Po prostu. Nieraz udało mu się co prawda
wystawić zza niego rękę czy nogę, ale i tak plasuje się on na trzecim
miejscu podium. Tyle że trzecia lokata w
najlepszej obecnie polskiej grupie hiphopowej to i tak wystarczające
wyróżnienie.
Wystarczające na tyle, by wystawić artyście kredyt
zaufania. Nullo wykorzystuje go w stu
procentach, dając nam do odsłuchu nie tylko kawałki klasyczne, z których jest
znany, ale również te bardziej eksperymentalne, ukazujące go w innym niż
dotychczas świetle. To naprawdę spore zaskoczenie, że związany z ulicą gospodarz
nie boi się eksperymentować, wystawiając tym samym swój streetcredit na niemały
uszczerbek. I bardzo dobrze, że to zrobił. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie,
że w nowych konwencjach wypada nawet lepiej niż wcześniej.
Wystarczy tylko przesłuchać kawałków stylizowanych na
rapcore. Z takim głosem, jaki posiada Nullo wypadło to naprawdę nieźle, jeszcze
bardziej naturalnie aniżeli u Tedego, czy Mesa. Mocne uderzenia gitar
wymieszane z zachrypniętym, charakterystycznym wotum rapera dają piorunujący
efekt. Szczególnie w refrenach aż kipiących od testosteronu. Tak więc „To Nasza Kultura” i „Fuck
Propaganda” to jedne z najmilszych zaskoczeń tego roku. Szczególnie, że w
tym drugim gospodarz nawija po angielsku. Mówi wam coś nazwa Limp Bizkit? To
wiecie, czego się spodziewać.
Kolejnym novum w image’u rapera są wstawki reggae. I nie ma
mowy o profanacji. To wcielenie Nullo stoi co prawda poziom niżej od
agresywnego metalowego, lecz wciąż mamy do czynienia z maksymalnym
wykorzystaniem swoich umiejętności. Uniwersalny jest, skubany. Chociaż swoją
drogą podśpiewywanie niezbyt pasuje do dosyć mrocznego klimatu całego krążka.
Mimo faktu, że nawet ten rodzaj muzyki w wykonaniu gospodarza jest lekko
„surowy”.
No właśnie- surowy. Pod tym pojęciem kryją się wszystkie
pozostałe kawałki z „SPG Dystrykt”. Klasyczne
bity dobrze współpracują z głosem Nullo, a ten, jak wiadomo nie należy do
dźwięków, które chciałbyś ustawić jako dzwonek budzika. Brzmienie recenzowanego
albumu nasuwa pewne skojarzenia z ostatnim wydawnictwem KaeNa, ale stoją
oczywiście kilka poziomów wyżej. Nie ma co liczyć na urozmaicone,
rozpieszczające produkcje. O wiele bliżej temu do charakternej ulicy, aniżeli stylistyki,
w której porusza się choćby Onar. Nie jest to zarzut. Drażni jednak, że
poszczególne podkłady niewiele się od siebie różnią. Całość zmienia się po
odsłuchu w jednolitą papkę i żaden moment nie zapada w pamięć na dłużej (oprócz,
rzecz jasna, kawałków stricte rockowych). Instrumentale w większości to więc
typowy poziom rzemieślniczy.
Sytuację ratuje jednak sam raper. Pod względem umiejętności
technicznych spokojnie mieści się bowiem w TOP5 całej Polski. Nawarstwienie
rymów jest ogromne, ale merytoryka tekstów wciąż pozostaje wysoka. To nie byle rymy dla rymu #Shellerini, a wręcz
przeciwnie. Wszystko przedstawiono perfekcyjnie, bardzo obrazowo, można wręcz
poczuć klimat panujący na Starej Piaskowej Górze. Sama tematyka kawałków nie
okazuje się być wielce odkrywcza, jednak na plus zaliczyć trzeba swoisty
pół-koncept krążka, traktujący o, wspomnianym przed chwilą, jednym z
wałbrzyskich osiedli. Nie jest to żadna zamknięta całość, ale utwory posiadają pewien
wspólny mianownik.
Flow w tym przypadku to rzecz wcale nie najważniejsza. Niemniej
gospodarz jak najbardziej trzyma poziom,
stwierdzono niezłe przyspieszenia i próby kombinacji w rozmowie z bitem. Nie są
to jakieś szczególne wygibasy na werblach, ale czy istnieje jakakolwiek osoba,
która oczekiwała by ich od Nullo? No właśnie. Wysoki poziom towarzyszy nawijce
od początku do końca odsłuchu albumu.
Bardzo pozytywne zaskoczenie. Nie sądziłem, że pierwsza
solówka rapera z Wałbrzycha będzie w stanie dogonić peleton biegnący po miano
najlepszej polskiej płyty roku. A ta nie dość, że dotrzymała tempa, to jeszcze prześcignęła kilku faworytów.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz