Podobno tytuł nowego krążka Pelsona symbolizuje kroki
wykonywane przez niego podczas ulubionej trasy spacerowej po Warszawie. No i
dobrze. Szkoda jednak, że ta nazwa w żadnym calu nie metaforyzuje wykonanego
progresu w ciągu ostatnich lat.
Trudno mówić o Tomaszu Szczepanku bez patrzenia przez pryzmat Molesty. Trudno
krytykować go po tym, co kilkanaście lat temu robił dla polskiej
kultury hiphopowej. No ale spójrzmy prawdzie w oczy. Jego czas na scenie
zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do godziny zero. I na to rady nie ma.
Nuda. Oto pierwsze skojarzenie po odsłuchu albumu. Pelson
nigdy nie był jakimś bardzo żywiołowym raperem, ale na „Sensi” czy „Parias” potrafił chociaż nawinąć
sensownie i ciekawie. Teraz to zupełnie nie ta liga. Próżno szukać tu
odkrywczych wersów, czy jakiejkolwiek próby kombinacji ze swoim stylem
pamiętającym jeszcze czasy roku 2000. Ok, wiem że to weteran i w ogóle. Ale to
wcale nie daje mu licencji na bycie zamulaczem. Często wyraża się bowiem
zupełnie bez emocji, a jeśli dodać do tego wieczne mówienie przez nos, to obraz
ogólny przestaje być ciekawy nawet dla zagorzałego fana Molesty. Dobrze
chociaż, że to EP.
Tomek jako tako wyrabia się na bitach tylko z tego względu,
że nie są one szczególnie skomplikowane. Czy to plus, czy minus zdecydujcie sami.
Ja jednak przychylam się do pozytywnego patrzenia na sprawę. Przynajmniej
warszawiak odpowiednio ocenił swoje możliwości i dobrał podkłady pasujące do
nich. Zresztą w ogólnym rozrachunku strona muzyczna płyty to jeden z jej
większych plusów. Niektóre są bardzo klimatyczne („Tej Nocy”), inne natomiast skręcają w klimaty lekko funkowe („Kinematografia”). Większość to wysoki,
choć paradoksalnie niezbyt ambitny poziom. Trueschool z małymi przebłyskami, ot
co.
O tekstach nie ma za bardzo czego napisać. Spostrzeżenia rapera
są oklepane z wszelkich możliwych stron przez całe tabuny innych. Piękna Wawa,
trzymam się na scenie, tryliard wspominek, jestem sobą. Do samego rymowania
zastrzeżeń mieć jednak nie można, poza faktem, iż nie przyciągają słuchacza na
dłużej. Wszystko brzmi dobrze, zdarzają się podwójne i w tym aspekcie Pelson od
lat trzyma ten sam, całkiem wysoki poziom.
Goście niewiele ustępują gospodarzowi. Chociaż trudno też powiedzieć, że tchnęli w płytę jakąś świeżość.
Grizzlee znowu wkurza swoim przeciętnym głosem, Eldo jak nudził kiedyś, tak
nudzi teraz i chyba nudzić już nigdy nie przestanie, natomiast Hades jako jedyny
potrafił zainteresować swoim wejściem. O Kubosnie słyszałem dużo dobrego, teraz
pierwszy raz miałem styczność z jego rapem i de facto niezbyt mnie zachwycił.
Za dużo już trochę tych raperów średnio-dobrych, naprawdę.
Wydawanie albumu, a tym bardziej EP-ki w sezonie okupowanym
przez absolutnych wyjadaczy sceny to perfidny strzał we własną stopę. Krążek
trzyma pewien poziom, jednak nie potrafię przedstawić żadnego argumentu
popierającego pomysł zakupienia fizycznej wersji. Bo choć klimat jest dobrze
odczuwalny w obecne zimowe dni, to jednak całe przedsięwzięcie ginie gdzieś pod
naporem masy innych, o wiele bardziej wartościowych.
6.0/10
Raperzy maja ksywki po to zeby do nich mowic po ksywkach. Nie pisz po imieniu, bo to wyglada mocno przypałowo
OdpowiedzUsuńa nazwisko i imię już nie służą do tego, żeby tak się do nich zwracać ? ;] używam ich najczęściej po to, by uniknąć powtórzeń.
Usuń