Przejdź do głównej zawartości

Shellerini - PDG Gawrosz



   Jako że lepsza połowa WSRH zdążyła wydać już płytę solową, to Shellerini nie mógł zostać w tyle. Postanowił więc pójść w ślady kolegi i wydać krążek podpisany własną ksywką. I choć w przypadku Słonia był to pomysł dobry, a sam krążek okazał się całkiem niezły, tak co do debiutu tego drugiego mam mieszane uczucia.

     Rozumiem oczywiście, że nie samym projektem WSRH żyje człowiek, ale żeby wydawać płytę solową, trzeba wyróżniać się czymś pośród innych, by osiągnąć jakiś większy sukces. Co prawda na okładce widzimy parafrazę obrazu przedstawiającego rewolucję, ale same utwory jej nie posiadają- brak tu bowiem jakichkolwiek znaków rozpoznawczych, poza średnio charakterystycznym stylem rapowania. A same wersy? Nigga, please.. Jeśli jesteś fanem poznaniaka to proszę, powiedz mi, od czego twój idol bierze nazwy dla swoich kawałków. Coś nie wydaje mi się, że wynikają one z ich treści, gdyż merytoryki tutaj właściwie nie uświadczymy. Tracklista jest w gruncie rzeczy rzeczą zbędną, bo w każdym tracku autor nawija o.. no właśnie, czym? Szelka zaczepia bowiem multum pojedynczych tematów, żadnego z nich nie rozwijając, lub traktując pobieżnie. Na upartego można co prawda stwierdzić, że główna oś nawijek to ulica, ziomki i bragga. Czyli standard do obrzydzenia już serwowany przez większość hip-hopowych artystów. Po jakimś czasie nie da się wyróżnić pojedynczych utworów, gdyż zwyczajnie zlewają się w jedną całość. Wyjątkiem ,,W Moich Oczach’’, gdzie o dziwo tytuł okazuje się być adekwatny do zawartego tekstu. To jednak chyba troszeczkę za mało, jak na 17 utworów.
     Flow? Taki choćby Mes zjada Shellera jednym wyrazem dźwiękonaśladowczym, ale na tej płaszczyźnie już jest lepiej, ponieważ raper dobrze odnajduje się na bitach, a i głos ma dość rozpoznawalny. W połączeniu z samymi podkładami, o których powiem później, wytwarza się naprawdę ciekawy klimat, który scharakteryzowałbym jako sporą zadziorność samego autora. Minus to natomiast fakt, iż Shellerini nigdy nie przyspiesza i nie zmienia swojego rytmu rapowania, który, mimo że de facto całkiem poprawny, to na dłuższą metę haniebnie nudzi. Słychać to szczególnie w numerze z Onarem i Kaczorem, gdzie goście nawijają bardzo szybko, a sam gospodarz utrzymuje swoje jednostajne tempo i na tle wyżej wymienionych prezentuje się bardzo blado. Jeśli już jesteśmy w tym temacie, to warto podkreślić, iż wszystkie featuringi prezentują się dobrze. Zarówno Słoń, Koni czy DonGuralEsko, choć nie zapadają szczególnie w pamięć, to nawinęli całkiem spoko, wnosząc coś ciekawego na krążek.
     Magnesem przyciągającym na album i jedyną rzeczą, o której z czystym sumieniem można powiedzieć, że nie zawodzi, jest na pewno warstwa instrumentalna. Podkłady są porządne i doskonale dobrane do łobuzerskiego charakteru rapera. Zahaczają też o raczej oldschoolowy rap, niż współczesne wszędobylskie syntezatory. Pod tym względem wykonana została jak najbardziej dobra robota i wszyscy producenci na płycie zasługują na pochwały, bo bity takie jak w ,,Pareset Słów Prawdy’’ albo ,,Element Zaskoczenia’’ to absolutne majstersztyki i słucha się ich naprawdę świetnie.
     Płyta jak płyta. Jedna z wielu, nie zadziwia właściwie niczym, to po prostu kolejna typowa produkcja na rynku. ,,PDG Gawrosz’’ ma też ten pech, że została wydana w prawdziwy ,,złoty czas’’ w historii rapu. Naprawdę w ubiegłym roku wyszło multum kapitalnych produkcji, które oferują znacznie więcej niż połowa składu WSRH. Posłuchać oczywiście można, ale mam nadzieję że do premiery ,,Szkoły Wyrzutków’’ Sheller załapie, jak pisać dobre wersy, nie gubiąc przy tym myśli przewodniej.

4.0/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Solar/Białas - Stage Diving

Tomb vs Filipek, czyli jak się zbłaźnić na własne życzenie