Reasumując- poprzedniczka udowodniła wszystkim, że autor jest porządnym reprezentantem polskiej sceny, natomiast ,,Etenszyn: Drimz Kamyn Tru’’ nie musi nic nikomu udowadniać, więc VNM korzystając ze swobody artystycznej nagrał to, co mu w duszy grało. Z jakim skutkiem?
Spokojnie, przedstawiciel wytwórni PROSTO w żadnym wypadku nie zagubił
swojego charakteru, znanego z wcześniejszych dokonań. Mimo bardziej
dojrzałych tematów, opisujących jego życie w przeciągu ostatnich
miesięcy, zachowuje te elementy stylu, które najbardziej go wyróżniały.
Dalej więc nawija dość szybko i czuć w jego głosie sporą charyzmę, a
teksty są.. po prostu VNMowskie. Największym novum w jego
image’u okazują się na pewno warstwy wokalne, których w poszczególnych
utworach jest naprawdę sporo- atakują nas już od pierwszego numeru (brak
tu intra). O dziwo to wszystko wyszło całkiem znośnie i na pewno nie
przeszkadza w odbiorze albumu,a wręcz przeciwnie- dzięki specyficznej
stylistyce całego dzieła śpiewane fragmenty nie tylko nie przeszkadzają,
a wręcz są mile widziane. Umówmy się- siedmioma oktawami Tomek nie
dysponuje, ale to jego niskie, spokojne zawodzenie naprawdę może się
spodobać. Dobrze wyszło to chociażby w singlowym ,,Na Weekend'' lecz
trzeba zaznaczyć, że najlepszy refren znajdziemy w numerze ,,Dym’’-
słyszymy w nim Marysię Starostę. Sposób, w jaki zaśpiewała może budzić
uznanie naszych membran, bo tak klimatycznie nie było nawet na ,,Czystej
Brudnej Prawdzie''. Sam kawałek to przepełnione emocjami wspomnienie,
co rzadko spotykane u VNM-a, a częstsze na samej ,,Etenszyn..’’
Fał En nie puszczał słów na wiatr. Zgodnie z zapowiedziami
przedpremierowymi płyta jest dziełem spójnym i choć nie można mówić tu w
żadnym wypadku o albumie koncepcyjnym, to wreszcie mamy element, którego nazwę
należy wypowiadać złowrogim szeptem- klimat. Czuć emocje, czuć
prawdę i przede wszystkim czuć dreszcze na karku. Wciąż trafiają się co
prawda bardziej bangerowe kawałki, takie jak ,,Choćbym miał zostać
sam’’, gdzie udziela się Wozzo, albo bezpretensjonalne i przebraggowane
,,Supernova’’. Właśnie dzięki takim urozmawiceniom nowe dziecko rapera
nie nudzi. Gdy liczysz na spokojny śpiew, akurat zostajesz zaskoczony
mocnymi wersami pod ostrym bitem. I wcale nie ma mowy o stracie
atmosfery, bo po chwili wszystko wraca do ,,normy’’. Super robota, bo
VNM staje się przez to artystą kompletnym.
To, że raper swoim flow po raz kolejny zje resztę rapsceny, było równie
oczywiste, jak świadomość, że zima znowu zaskoczy drogowców. Nie ma
chyba bitu, w który ten ziomek by nie wszedł. Takiego talentu nie
otrzymuje wielu, a wraz z nim w parze idzie całkiem niezła liryka i
merytoryka. Same instrumentale nie grają tu szczególnie ważnej roli i
gdzieś tam pobrzdękują w tle, niemniej trzymają poziom i tworzą dobrą
korelację z głosem VNM-a. Wyjątkkiem jest za to nietuzinkowy podkład w
,,Dymie’’ i spokojny w ,,Jesteś’’, gdzie sam raper co chwilę zmienia
styl nawijania.
Wszystko ślicznie i pięknie, ale trzeba przyznać, że VN ma taki styl,
że nie każdemu przypada do gustu. Jeśli dotąd nie lubiłeś jego
rapowania, to ten album nie zmieni twojego nastawienia. Trafiają się tu
bowiem typowe dla artysty wersy wpędzające w konsternację, choćby już
pierwsza linijka w ,,Na Weekend’’:
Takie dziwne twory są nadal obecne, ale przyznać należy, iż słychać je zdecydowanie rzadziej. Poza tym jest u mieszkańca Elbląga jakaś cząstka, która rzeczywiście potrafi denerwować- nie potrafię napisać co to jest dokładnie- czy przesadny brak skromności, czy propsowanie Sokoła w co drugim kawałku, ale subiektywnie coś mi w jego image’u zgrzyta i nie mogę się z nim całkowicie zżyć.
,,Bo jestem sobą i pierdolę to, że nie umiem śpiewać i wezmę te lekcje śpiewu’’
Takie dziwne twory są nadal obecne, ale przyznać należy, iż słychać je zdecydowanie rzadziej. Poza tym jest u mieszkańca Elbląga jakaś cząstka, która rzeczywiście potrafi denerwować- nie potrafię napisać co to jest dokładnie- czy przesadny brak skromności, czy propsowanie Sokoła w co drugim kawałku, ale subiektywnie coś mi w jego image’u zgrzyta i nie mogę się z nim całkowicie zżyć.
Zwrot w karierze? Jeszcze nie, ale świetnym pomysłem było spróbowanie
czegoś nowego, a przy tym zatrzymanie rozpoznawalnego stylu. Człowiek z
blizną nie zawodzi i wydaje dobrą produkcję, która idzie raczej w stronę
ewolucji niż rewolucji. To krążek inny od pozostałych jego dokonań,
przez co porównywanie go do poprzedniczek zwyczajnie mija się z celem.
Mówiąc, że ten krążek nie przekona ludzi, którzy wcześniej nie trawili VNM-a, trochę się pomyliłeś. Wcześniej Fał wkurwiał mnie dużo bardziej i słuchać nie mogłem jego metafor i podwójnych, tutaj intryguje mnie i każe wystawić dobrą ocenę. Sam się zdziwiłem. Kto wie, może Chada też kiedyś zaskoczy!
OdpowiedzUsuńZ bitami też trochę przesadziłeś. Według mnie to dość mocna część albumu, bo producenci spisali się świetnie. Trochę niesłusznie to pominąłeś.
Reszta jednak jak najbardziej spoko, w paru miejscach myślimy dość podobnie. Btw. spoko blog, trochę późno na niego wpadłem, ale zaległości nadrobię : )