Przejdź do głównej zawartości

Kali - Gdy Zgaśnie Słońce


     Wiadomo od tylu już lat, że do rapu ulicznego podchodzę z dużą rezerwą. Jakoś albo nie mam do tego nurtu szczęścia, albo rzeczywiście każdy kawałek jest o tym samym, nagrany w podobnym tempie i na identycznym flow, dlatego też żadne Konusy czy inne Czopki nie sprawiają , że serce bije mi mocniej. Co innego Kali.

     Nie żebym na nowy krążek tego ex-jotpeowca jakoś specjalnie czekał. Po prostu Kali wybija się trochę ponad szarą przeciętność i nie ogranicza się tylko do PRAWILNEGO PRZEKAZU PROSTO Z ULICY, ale próbuje również czy to regałopodobnego śpiewu, czy po prostu nawijania na różne, ciekawsze niż podblokowe, tematy. Ale te ostanie jednak przeważają.
     Poprzednie solo tegoż artysty aż zanadto obfitowało w natłok utworów. Nie jestem zwolennikiem wydawania 2CD jednocześnie (czy ktoś w ogóle przesłuchał poprzedniczki na raz?), bo nie jarają mnie sztuczne wypełniacze i wałki, które można by z czystym sumieniem wyrzucić do ścieku. Tym razem jednak tracków mamy mniej, bo 16, licząc Intro i Outro. Nie dość tego, jest to pełnoprawna solówka- nie uświadczymy bowiem żadnego gościa, za warstwę tekstową odpowiedzialny jest tylko i wyłącznie Kali.
     Nie oznacza to jednak, że album jest nudny. No, może trochę, choć to chyba tylko przez mój gust muzyczny nie dopuszczający do świadomości ulicznej nawijki. Gdy Kali płynie po bicie mamy wyższe stany średnie i raczej nie wydzielą się wam endorfiny, gdy będziecie go słuchać. Flow gość ma całkiem dobre, fakt, ale zdarzają się mu zarówno wersy dobre, jak i te trochę wymuszone. Wielokrotnych nie stwierdziłem, ale nie wymagajmy.
     Tak jak już wspomniałem, artysta ten nie ogranicza się tylko do jednego nurtu i próbuje czegoś oryginalnego, dającego powiew świeżości na płycie. Żadna rewolucja to co prawda nie jest, ale śpiewane refreny na krążku są całkiem fajne, bardzo wpadający w ucho jest choćby ten z ,,Pauza’’ który nie daje o sobie zapomnieć przez dobrych kilka godzin. Niezłym utworem okazuje się też spokojny i relaksujący ,,Haj’’ przeznaczony na delektowanie się nim po paleniu mari hunanen. Nie znaczy to oczywiście, że nie znajdziemy tematyki kojarzonej z prawilniactwem, czego przykładem opowieść o życiu w ,,Tu Gdzie Żyjemy’’ okraszonej strasznie wyświechtanymi banałami:

Bo tutaj nie ma Boga w wino nie zmienia się woda
Zjebiesz raz tu nie ma przebacz, morda

W kwestii wulgaryzmów- jest ich tutaj trochę za dużo, ale bynajmniej nie kują w uszy, tak jak podczas słuchania przeróżnych RPKÓW czy PKSÓW.
     Rzadko zdarza mi się to pisać, ale zdecydowanie najsłabszą częścią tego albumu są bity. Na polskich płytach hiphopowych można narzekać na wszystko oprócz podkładów, bo te w większości prezentują się doskonale. Tutaj zaś mamy sytuację zgoła odwrotną. Mam wrażenie, że te instrumentale zostały zrobione na odwal, podczas krótkiej zabawy w E-Jay’u. Przeważa chadopodbne pianinko i słaby bas, więc producencko nie za bardzo jest co pochwalić, może oprócz niezłego (ale tylko niezłego) ,,Azymutu’’.
     ,,Gdy Zgaśnie Słońce’’ nie jest typową płytą uliczną, jednakże lekki jej zapach jest tu wyczuwalny. Zaskoczyłem się bardzo dobrą formą rapera i gdyby tylko bity były lepsze, to można by rzec, że jest to płyta bardzo dobra. A tak jest po prostu dobra, bez jakichś szczególnych wzlotów i upadków, za to dość spójna i konkretna. Co najważniejsze- stale jest progres, więc być może za parę(naście) lat usłyszymy w jego wykonaniu naprawdę świetną płytę? Tego życzę i Kaliemu i sobie, może w końcu przekonam się do uliczników.

  5.0/10

Komentarze

  1. Jedyna płyta z uliczną nawijka, którą byłam wstanie przesłuchać do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sprawdzałeś DIX37 - Lot na całe życie? Polecam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tede - Mefistotedes

Buka - Wspaniały Widok Na Nic Interesującego