Koncepty,
koncepty, koncepty… Ostatnio coraz więcej artystów ze sceny hiphopowej stawia
właśnie na takie rozwiązanie i próbuje swoje utwory do czegoś porównać. Problem tkwi
w tym, że na ogół wybierają zbyt trudną, jak na swoje umiejętności, tematykę-
ambitnie próbują więc wejść na najwyższą możliwą artystycznie górę, po czym
spadają z niej prosto na główkę.
A Rover się
wycwanił. Nie próbował bowiem być żadną męską wersją Szymborskiej na siłę i
jako myśl przewodnią albumu wybrał dość prosty w założeniach motyw
przemijającego czasu. Ilustruje to choćby pierwszy człon z nazwy każdego z
kawałków- są to godziny od 7:00 do 1:00 następnego dnia. Pomysł to całkiem
niezły, szczególnie, że wprowadzony w życie nie na siłę i dosyć pomysłowo,
dlatego ,,Radio’’ ma miejsce z ,,rana’’,
ale takie już ,,Książki’’ grane są
pod koniec dnia płyty. Żadna rewolucja w gatunku to co prawda nie jest,
ale ciekawy smaczek- z całą pewnością.
Powiem to już na
początku bez owijania w bawełnę. Poza sporą zaletą w postaci nie spierdzielenia
konceptu, pozostałe części składowe albumu stoją na poziomie najwyżej
przeciętnym. ,,24’’ to najzwyczajniej
w świecie średniak, choć ma też duże szczęście, że brak mu premierowej
konkurencji, bowiem nowe dzieło Rovera konfrontować można jedynie z będącym Na
Złej Drodze Prysem. Dlaczego? Bo również członek High Time dobrze wkomponowuje
się w wakacyjną stylistykę. Głównie poprzez bity.
Podkłady są tutaj
w 100% samplowane. Nie żeby było w tym coś bardzo złego, acz w pewnym momencie
raper twierdzi, że jak sam mówi
Ambicja kazała mi wybrać trudniejsze bity
Że tak się wyrażę- śmiech na sali, bowiem każdy (każdy!)
instrumental okazuje się być do bólu typowym, typowo nagranym i typowo
zmiksowanym połączeniem wycinku z klasyka z werblem. Jednak co sample, to
sample- trudno ich nie lubić, bo zawsze brzmią one dobrze i trzeba by być
naprawdę wackDJ’em, żeby zepsuć coś w takich klimatach. Tu nie ma wyjątku-
wszystko brzmi poprawnie, ale raczej nic więcej powiedzieć o warstwie muzycznej
nie można. Ot, miłe dla ucha, trzyminutowe na ogół brzdękadła, czasem
wolniejsze, czasem szybsze czyli absolutny standard i chyba trochę za mało, by
dziś naprawdę liczyć się w rapgrze.
Co innego sam
rap, bo ten na pewno taki zwyczajny nie jest. Rover ma oczywiście jakiś tam
swój styl i flow (w końcu na samplowanych bitach trudno się wywalić) ale ziomek
chyba nie nagrywa swoich tekstów w kabinie izolującej. Nagrania są jakieś takie
nieprofesjonalne, słuchać dość spore echo i bardzo wątpię, że jest to efekt
odgórnie zamierzony. Nie dochodzi co prawda do sytuacji, gdy trudno zrozumieć
poszczególne linijki, lecz.. no mogło być lepiej w tym aspekcie, szczególnie iż
nawet BRO swojego czasu pokazał podziemne nagrywki w świetle dobrego masteringu.
A u Motora trochę on kuleje.
Same teksty są
całkiem ciekawe. W odbiorze ich z pewnością pomagają spore emocje samego wykonawcy,
ale niektóre nawet bronią się same
Na co mam pytać, gdzie jest moje miejsce
Skoro można je zaklepać na najbliższym
zakręcie
Warto podkreślić fakt, że warstwa wersowa nie nudzi ani
odrobinę przez całą długość płyty, mimo że na ,,24’’ nie udziela się ani jeden gość. Oczywiście, czasem raper
rzuci jakimś banałem, czy tematem przewałkowanym już tysiące razy, ale nie
można być cały czas odkrywczym (co nie, Raca?) Tak więc oprócz wspominek co-to-się-nie-robiło-za-dzieciaka, mamy chociażby propsowanie czytania książek (Boże, jak to brzmi) czy linijki podnoszące na duchu. Całościowo wszystko to wypada całkiem nieźle.
Rover to taka
wakacyjna odmiana HuczuHucza. Prosty rap bez udziwnień wydany o właściwej dla
siebie porze roku. Na pewno nie zbierze tylu fanów, co twórca ,,Po Tej Stronie
Raju’’, ale ,,24’’ ma ciekawą formę, dobre wersy i niezłe, klasyczne bity. Dla
rapowych ortodoksów pozycja obowiązkowa, pozostali mogą sprawdzić z racji tego,
że sezon ogórkowy działa na pełnych obrotach i niewielu artystów próbuje
swych sił w starciu z 30stopniowym upałem.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz