Trochę denerwujące stało się już wydawanie płyt metodą
chybił-trafił, a mianowicie podejście ,,nieważne kiedy, ważne żeby wyszło’’. I
w ten właśnie sposób taka choćby klimatyczna i spokojna ,,Pasja’’ ujrzała
światło dzienne w prawie samym środku lata. Ni cholery w tym logiki, ale ważne,
żeby hajs się zgadzał, nie ?
Prys jednak swym
nowym krążkiem trafia z datą premiery wręcz idealnie w leniwe, ciepłe wakacyjne
ranki/popołudnia/wieczory. Sam raper nie sili się na mega rozkminkowe wersy
dając nam podręcznikowy pokaz braku progresu i stania w miejscu. Przykro mi to
stwierdzić, ale mimo że podopieczny TuWolnoPalić porusza się na scenie od dawna, to wciąż tkwi na
tym samym, niezmiennym poziomie. Oczywiście- wciąż to mniej więcej 10 pięter
wyżej od również bezrozwojowego Chady, lecz na pewno nie można nazwać tego szczególnym
powodem do dumy. Poszczególne teksty nie są więc zbyt odkrywcze, czasem trafi się
jakieś ciekawe spostrzeżenie
Coś, czego nie mogę szukać, muszę mieć,
czyli rytm
Wymyśliłem sobie siebie kiedyś, tak chcę żyć
Wymyśliłem sobie siebie kiedyś, tak chcę żyć
ale przez całą długość słuchania albumu szczęka nie opadnie
ci z wrażenie na glebę ani razu. Główna oś tematów to życie zwykłego człowieka,
który lubi zdobywać nowe doświadczenia i nie spieszyć się nigdzie, co jako tematyka jest ciekawym pomysłem i na pewno nie odklejaniem kuponów od dokonań reszty sceny.
Tak więc progresu
nie ma, ale okruszki powolnej ewolucji można wyczuć. Prys próbuje bowiem swych
sił w śpiewanych, spokojnych refrenach. Mes to to jeszcze nie jest, ale słucha
się onych wokali całkiem przyjemnie i absolutnie nie ma mowy o VNMowskim
zawodzeniu na siłę, bo raper ma nie najgorszy głos i taki zabieg zwyczajnie
pasuje do klimatu całej płyty.
Na przestrzeni
lat flow Prysa zdążyło ukształtować się i (trudne słowo) wyewoluować w okolice
jak najbardziej zadowalające. Artysta absolutnie nie gubi się na bitach i na
poszczególnych utworach raczy nas czy to zmienianiem tempa nawijki, czy krótkim,
półsekundowym, przyspieszeniem. Fajną cechą jego stylu jest wrodzone luzactwo.
Prys nie spina się na majku, nie chce za wszelką cenę czegoś udowodnić. Wychodzi
więc z założenia, że po prostu ma swój głos, osobowość, a czy je polubisz to
tylko twoja sprawa, a sam nie będzie miał depresji z racji tego, że jakiś
moment z tracklisty nie trafi w twój gust. Oczywiście nie można mylić tego z
jakąś olewką słuchacza. To raczej swojego rodzaju optymizm i klasa. Klasa
człowieka stojącego przed mikrofonem.
Wspomniany na
początku letni klimat w dużej mierze stworzono poprzez warstwę muzyczną. Na ,,Złej Drodze..’’ usłyszeć można bowiem
nasycone i soczyste dźwięki wspomagane przez płaski bas produkcji duetu Stona i
Święty. Biy są lekkie i uciekają w stronę stylistyki funkowej, co wcale nie
jest takie częste na polskiej rapscenie. Nie trafimy tutaj na momenty słabe-
każdy instrumental zasługuje na spore pochwały. Co i rusz usłyszymy
chilloutowe i odprężające majstersztyki, czego najlepszym przykładem jest ten z
kawałka ,,Nieobecni’’ gdzie gościnnie
udziela się Małpa i w refrenie jakaś babka. Jeśli jednak chodzi o poziom
występów gościnnych to, po spojrzeniu na tracklistę, liczyłem na więcej.
Niby nie jest to
krążek stworzony idealnie pod featuringi, ale zawiedli ci najwięksi, na czele z
Tetrisem i PeeRZetem, a wspomniany już Małpiszon okazuje się ,,tylko’’ niezły.
Trochę lepiej z tymi mniej znanymi, acz zdolnymi jak Ras czy Haju, którzy
nawinęli dobrze, jak na swoje umiejętności, choć mega szesnastki to też nie są.
Swoją rolę spełniają też kobiety wspierające Prysa, śpiewając w kilku refrenach.
Tak jak nigdy takich zabiegów nie lubiłem, tak tu pasują one jak ulał i nie
denerwują naciąganym patetyzmem.
Jeśli chcesz
poleżeć na słońcu, poleżeć na trawie, lub poleżeć, to propozycja wrocławskiego
rapera adresowana jest właśnie do ciebie. Czilałtu są tutaj wręcz kilogramy i
wszystko tworzy zgraną całość, a o to przecież chodzi w te gorące, słoneczne dni.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz